Powitanie i rozłąka
Niemcy porzucili swoją Heimat, Polacy zamieszkali w ich domach. Co za historia!
Autorka, dziś rzeczniczka rządu niemieckiego, przez 20 lat była dziennikarką. Książkę zaadresowała zarówno do „naszych Niemców”, którzy w 1945 r. stracili swą Heimat na Wschodzie, jak i do nas, którzy weszliśmy do ich domów i dorastamy w nich już w czwartym pokoleniu.
W styczniu 2020 r. przeszła piechotą z Różyny (Rosenthal) niedaleko Brzegu te ponad 500 km, które w 1945 r. przeszedł jej ojciec, uciekając z innymi mieszkańcami Rosenthal przed Armią Czerwoną. Miał dziewięć lat. Pożegnała się z nim w 2018 r., gdy umierał w szpitalu, odmawiając dializy. Ten jej marsz był rozmową z jego cieniem i rodzinną traumą.
Urodziła się w 1967 r. w podhamburskim Wedel, ale cała jej historia rodzinna rozgrywała się na Wschodzie. Ze strony ojca od 1238 r. w Rosenthal. A matki – na Pomorzu i w Prusach Wschodnich. Pewnie też dlatego poszła na slawistykę. W czasie rozmowy kwalifikacyjnej we „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zdumiała szefostwo, że choć jest „z Zachodu”, to jeszcze nie była w USA, natomiast zjeździła ZSRR. Ale Polskę omijała, bo przecież tych kilka wypadów na Śląsk się nie liczy. Nie ma tam polskiego pejzażu i polskiej historii – jak tłumaczyła jej znajoma Polka.
Teraz wytrawnej reporterce niepodobna było iść szlakiem ojca, rozmawiając jedynie ze swymi zmarłymi. Toteż jej relacja jest znakomitą „opowieścią drogi”, esejem o niemieckim zmaganiu się z przeszłością, jak i rozmową z nami mieszkającymi w „poniemieckim” pejzażu.
Szła uzbrojona w rodzinne opowieści, zapiski sąsiadów i wiedzę książkową. W oczy zacinał wiatr, ale nie było ani mrozu, ani za plecami dudnienia rosyjskich dział. Wtedy: „Wojna zbliżała się do wsi coraz głośniejszym grzmotem po drugiej stronie rzeki, jak wielka bestia, smok, powstrzymywany tylko przez cienką wstęgę Odry, miotał się szalał na drugim brzegu.