Dzisiejsze doniesienia o galopadzie cen niepokoją. Wymienia się różne przyczyny: pandemię, wojnę w Ukrainie, głupotę rządzących. Przypomina to lata 70. na Zachodzie, kiedy inflacja przyspieszyła, a w Wielkiej Brytanii i Japonii przekroczyła nawet 20 proc. Wtedy przyczyną był kryzys paliwowy, podniesienie cen ropy po wojnie przegranej przez państwa arabskie z Izraelem w 1973 r. Casus Polski w tamtych latach jest również ciekawy, zwłaszcza pod koniec gierkowskiej dekady inflacja mogła okresowo przebijać barierę 20 proc. Podobne do dzisiejszych były strach społeczny i niekompetencja rządzących. Wówczas wprowadzenie kraju w spiralę inflacyjną zakończyło się rewolucją Solidarności.
Gierkowskie obligacje
Z punktu widzenia ekonomii błąd popełniony został na samym początku. Było nim anulowanie z dniem 1 marca 1971 r. podwyżki cen z 12 grudnia 1970 r. w sytuacji rosnących pensji (o czym za chwilę). Wiadomość o cofnięciu cen została przyjęta z niedowierzaniem. Gdy jednak potwierdziły ją gazety, po kraju rozlała się fala optymizmu. Nastroje społeczne zaczęły się poprawiać, a strajki wygasać. Decyzja długofalowo dała jednak zaczyn przyszłego buntu. Rządzącym udało się zatrzymać trwającą od grudnia falę strajkową, odbudować zaufanie. Lecz lek, który zadziałał błyskawicznie, miał długotrwałe skutki uboczne. Polityczne – decyzja utrwaliła przekonanie o słabości władzy. Gospodarcze – w obliczu rosnących płac i obniżonych cen trudności z zaspokojeniem popytu stanowiły tylko kwestię czasu.
A dochody rosły już od pierwszych dni paternalistycznych rządów Edwarda Gierka. 1 stycznia 1971 r. „Trybuna Ludu” obwieściła o podwyżce najniższych płac oraz rent i emerytur dla ponad 5,2 mln osób (m.in. z 850 zł do 1000 zł podwyższono minimalne wynagrodzenie).