Air Force One wylądował w Pekinie 21 lutego 1972 r. Doradcy prezydenta USA Richarda Nixona uznali, że to będzie najważniejszy moment wizyty – obraz telewizyjny z płyty lotniska, który trafi do milionów Amerykanów. Ustalono, że prezydent wyjdzie sam, ekipa dostała zakaz wychylania się.
Na dole czekał premier Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL) Zhou Enlai. 18 lat wcześniej w Genewie sekretarz stanu John Foster Dulles demonstracyjnie zignorował jego wyciągniętą dłoń. Było to niedługo po zakończeniu wojny koreańskiej, w której Amerykanie stracili 142 tys. żołnierzy, Chińczycy – ok. 900 tys.
Gdy Nixon stanął naprzeciw chińskiego premiera, w kadrze pojawiła się pierwsza dama – cała na czerwono. Wśród otaczającej szarzyzny Pat Nixon błyszczała. Zamiast krwiożerczych imperialistów na płycie lotniska, Chińczycy zobaczyli ciepłą i bezpośrednią parę. Wtedy Nixon – również demonstracyjnie – wysunął dłoń w stronę Zhou Enlaia. Czasy bardzo się zmieniły.
Nixon zapowiadał to już od dawna. W 1967 r., czyli na dwa lata przed prezydenturą, w prestiżowym czasopiśmie „Foreign Affairs” przekonywał, że Ameryka nie może bez końca ignorować komunistycznych Chin. Ostrzegał, że izolowani od prawie 20 lat Chińczycy „będą tworzyć swoje fantazje, kultywować nienawiść do świata i w ten sposób zagrażać sąsiadom”.
Jeszcze ważniejsze były względy geopolityczne. Relacje Waszyngtonu i Moskwy w tym czasie toczyły się od kryzysu do kryzysu. Przy czym Związek Radziecki rósł w oczach Amerykanów, umacniając swoje wpływy w Ameryce Południowej, miażdżąc kolejne bunty w obozie w ramach doktryny Breżniewa i zwiększając arsenał atomowy. Zachodnia presja nie przynosiła już rezultatów i Waszyngton potrzebował nowego lewara.