Dziś Rosja jest państwem budzącym niepewność i obawy przed kolejnymi aktami agresji wobec świata zewnętrznego i własnego społeczeństwa. Jak do tego doszło? Czy to aberracja historii, czy przeciwnie, potwierdzenie jakichś jej prawidłowości?
„Mało kto dziś pamięta, jak wolnym krajem była Rosja w latach dziewięćdziesiątych” – pisze Anders Aslund, wybitny szwedzki ekonomista, autor wydanej niedawno książki „Russia’s Crony Capitalism” (Rosyjski kapitalizm kumoterski), a w tamtych latach – doradca rosyjskiego rządu. W 1991 r., po objęciu przez Borysa Jelcyna funkcji prezydenta Federacji Rosyjskiej i po klęsce puczu Janajewa (19–21 sierpnia), który był ostatnią próbą restytucji opresyjnego komunizmu, nastąpił historyczny przełom. Dokonano reform politycznych i gospodarczych, które zlikwidowały ukształtowany w komunizmie system i uformowały podstawy nowego, wzorowanego na nowoczesnych rynkowych demokracjach. To miało być przejście do normalności, tak to określali rosyjscy przywódcy i takie były nadzieje społeczeństwa.
29 sierpnia 1991 r. rozwiązano Komunistyczną Partię Związku Radzieckiego, a w grudniu – sam ZSRR, który podzielił się na niezależne państwa. Zaczął funkcjonować system wielopartyjny, układ polityczny oparty na trójpodziale władzy, a media, które cieszyły się już dużą swobodą w czasach gorbaczowowskiej pierestrojki, stały się w pełni wolne i niezależne. Rozpoczęła się też prawdziwa rewolucja w gospodarce.
Wszystko inaczej
Gospodarka rosyjska u schyłku 1991 r. była w stanie katastrofalnym. Półki sklepowe świeciły pustkami, a wskaźnik inflacji sięgał kilkuset procent. W listopadzie 1991 r. Borys Jelcyn powołał nowy rząd, w którym kluczowe stanowiska objęli młodzi utalentowani ekonomiści, zdecydowani zwolennicy liberalnej gospodarki rynkowej.