Do wsi Rynia przyholowano barkę jesienią 1980 r. i na stałe zacumowano przy nabrzeżu – emerytura wysłużonego sprzętu. W papierach figurowała jako „świetlica pływająca”. Parę miesięcy wcześniej Politechnika Warszawska przejęła ją od Przedsiębiorstwa Budownictwa Wodnego w Warszawie i nie bardzo wiedziała, co z tą schedą zrobić. Krypa z drewnianą nadbudówką, wewnątrz ślady licznych działań człowieka – pośrodku pokładu duża sala, na rufie i dziobie mniejsze pomieszczenia. To na rufie zagadkowe – oddzielone szczelną grodzią, pełne podpór stropowych przystosowanych do wieszania jakichś przedmiotów. Pod podłogą komory po trzech dieslowskich silnikach, zbiornikach paliwowych i balastowych. Podwójne dno. Stal nadgryziona zębem czasu, ale wówczas jeszcze solidna – znak, że „świetlicę pływającą” zbudowano z myślą o jakichś ciężkich zadaniach.
Dzisiaj wiadomo, że barka ma prawie 80 lat. Misja, do której ją stworzono, zmieniła bieg II wojny. Są tylko dwie takie jednostki na świecie. Pierwsza, „Outer Island”, odrestaurowana, pływa po Jeziorze Górnym na granicy USA i Kanady, pracując przy pogłębianiu. Druga należy do rodziny Paszków (jest przystanią z pomostami do cumowania łodzi). Jej sensacyjne dzieje wychodziły na jaw jak w filmie puszczanym od końca do początku w zwolnionym tempie.
Rodzina
W ryńskiej rodzinie Paszków od 41 lat barka przechodzi z ojca na syna – Krzysztof jest trzecim właścicielem. Zachowało się pismo jego dziadka Janusza, odchodzącego na emeryturę pracownika PW, do władz uczelni – prośba o zgodę na przejęcie barki. Jest w archiwum rodzinnym także protokół z zebrania władz Yacht Klubu politechniki w tej sprawie – podanie obywatela Janusza Paszko rozpatruje się pozytywnie pod warunkiem nieodpłatnego świadczenia w świetlicy napraw sprzętu wodnego i prowadzenia kursów wodnych na rzecz YK.