Na rozpowszechnianym w stanie wojennym plakacie przedstawiono Ronalda Reagana trzymającego marionetkę-działacza Solidarności. Za jej paskiem widać dolary, które miały wskazywać na zależność finansową od USA. Z kolei jedna z dziennikarek związanego z betonem partyjnym tygodnika „Rzeczywistość” pisała, że zna „grupkę młodych ludzi, którzy bawią się w konspirację, mają nawet patriotyczne hasło »Reagan«, a odzew »dolar«”. Atakujący Solidarność przywoływali wysokie honoraria, które opozycjoniści otrzymywali za artykuły w zachodniej prasie (szczególnie zwracano uwagę na gazety niemieckie).
Nie wspominano, że często pieniądze otrzymane na przykład za wywiady udzielane prasie stanowiły dla opozycjonistów jedyne źródło utrzymania, gdyż uniemożliwiano im podejmowanie jakiejkolwiek legalnej pracy. Według propagandy opozycjoniści mieli rzekomo dorobić się ogromnych majątków. Szef MSW Czesław Kiszczak w wystąpieniu telewizyjnym w lipcu 1982 r. przekonywał, że wiodą oni „wygodne życie, obłowieni milionami”.
Ten obraz z rzeczywistością miał niewiele wspólnego. Od sierpnia 1980 r. głównym kapitałem Solidarności nie były pieniądze z Zachodu, ale gotowość bezinteresownego zaangażowania się w nią jej członków i działaczy. W pierwszych tygodniach po podpisaniu porozumień sierpniowych właściwie wszyscy ludzie zajmujący się organizowaniem struktur niezależnego samorządnego związku zawodowego robili to społecznie. Do czasu rejestracji, która miała miejsce 10 listopada 1980 r., struktury Solidarności nie mogły nawet zakładać kont bankowych, co znacznie utrudniało zbieranie składek członkowskich. Koszty związane między innymi z powstawaniem związku, wyposażaniem jego biur i przygotowaniem materiałów informacyjnych były pokrywane z dobrowolnych datków.