Czarna śmierć spowodowała w Europie ogromne wyzwania demograficzne i ekonomiczne. Populacja skurczyła się o jedną czwartą lub nawet jedną trzecią. Według ówczesnych kronikarzy chorowali zazwyczaj ludzie w sile wieku, nie starcy, choć jeden z nawrotów epidemii wymownie nazwano dziecięcą plagą. Do najbardziej poszkodowanych krajów należała Anglia. W początkach XII w. jej ludność liczyła ok. 2 mln. Szacuje się, że w dwa wieki później wzrosła do 4,5–6,5 mln, by wskutek czarnej śmierci szokująco spaść do 2,8 mln. Populacja odbudowywała się z wielkim trudem, bo choroba po wielokroć powracała. Według włoskiego historyka Paolo Malanima populacja we Flandrii powróciła do stanu sprzed czarnej śmierci już w XV w., we Francji, Włoszech i w Hiszpanii – w XVI w., w Anglii i Walii – dopiero w XVIII w. W Egipcie w ogóle się to nie udało.
Wyższe płace
W pierwszych tygodniach pandemii ceny gwałtownie spadły, bo zapotrzebowanie na towary było niższe, a kupcy mieli zapasy. Ludzie nie kupowali nowych rzeczy, skoro dziedziczyli po zmarłych lub przejmowali porzucony majątek. „Wszystko było tanie” – pisał angielski kronikarz Henry Knighton (zm. ok. 1396 r.). – Koń, który wcześniej kosztował 40 szylingów, teraz był wart 6 lub 8. Owce i krowy wałęsały się po polach i zasiewach i nie było nikogo, żeby je zagnać”.
Niebawem jednak ceny poszybowały. Zaraza zabrała tak wielu pracowników w sile wieku, że zabrakło ich, by zebrać plon, przetworzyć żywność i wyprodukować niezbędne towary. W kolejnych latach drożyzna stawała się powszechna, a słabe zbiory jeszcze ją pogłębiały. O ile jednak ceny podstawowych produktów rolniczych wzrastały w umiarkowany sposób, o tyle przetworzone jedzenie oraz produkty rzemieślnicze wytwarzane w miastach i wymagające znacznego nakładu pracy drożały lawinowo.