Wbrew aurze, jaką lubił wokół siebie roztaczać, kapitan Charles Boycott (1832–97) nie był steranym wojną żołnierzem. W mundurze spędził raptem dwa lata, a stopień oficerski w 39. Regimencie Piechoty kupił dzięki odziedziczonemu majątkowi, co było powszechną praktyką w brytyjskiej armii. Po zakończeniu służby marzył jedynie o spokojnym życiu ziemskiego właściciela. Za namową przyjaciela wydzierżawił więc 800-hektarowy majątek na wyspie Achill u zachodnich wybrzeży Irlandii.
Stosunki ziemskie panujące na Zielonej Wyspie w pełni odzwierciedlały status Irlandii, de facto angielskiej kolonii. Właścicielami ponad połowy ziemi było ok. 750 arystokratów mieszkających na stałe w Anglii. Wynajmowali oni ludzi, by ci zarządzali ich majątkami i zbierali czynsze od drobnych dzierżawców, w większości Irlandczyków. W 1880 r. zbiory były wyjątkowo słabe, a część gospodarzy nie mogła spłacić czynszu w ustalonej wcześniej wysokości. Ich prośba o obniżenie opłat została jednak przez Boycotta odrzucona. Dodatkowo Anglik wystarał się o sądowy nakaz eksmisji dla 11 zalegających z opłatami Irlandczyków.
Niczym trędowaci
Działanie Boycotta uruchomiło lawinę. Za rugowanymi gospodarzami wstawiła się irlandzka Liga Ziemska, a stojący na jej czele charyzmatyczny Charles Stewart Parnell wygłosił przemówienie, w którym wezwał, by w walce z angielskimi zarządcami zamiast przemocy stosować społeczny ostracyzm i bierny opór. Ludzie pokroju Boycotta powinni być dla reszty niczym trędowaci – wzywał Parnell. „Unikajcie ich na ulicach i w sklepach, unikajcie w kościołach, by na każdym kroku czuli palące piętno kary za swoje niegodziwości”. Protest obejmował również zakaz najmowania gospodarstw po eksmitowanych.
Wkrótce kapitan Boycott nie mógł znaleźć najemców na zarządzaną przez siebie ziemię.