Lokowany tradycyjnie w 966 r. chrzest Mieszka I jest dzisiaj fundamentalnym elementem samoświadomości Polaków. Wskazuje bowiem przełomowy moment, który pozwala podzielić nasze najwcześniejsze (pra)dzieje na dwa jednoznacznie skontrastowane ze sobą okresy. Nabrał on rangi zdarzenia symbolicznego, które po obudowaniu go specyficzną tradycją dobrze odgrywa rolę tak pożądanego „początku” historii narodowej wiodącej prostą drogą ku współczesności.
Ta ważna funkcja tożsamościowa utrudnia chłodną refleksję, ale warto przypomnieć, jaki jest faktyczny stan naszej wiedzy, i umieścić tę dyskusję w szerszym kontekście historycznym.
Potrzeba wskazania momentu przełomowego przyświecała już kronikarzom wczesnośredniowiecznym, którzy ostro dzielili przeszłość na czas „przed” i „po” przyjęciu prawdziwej wiary. Na taki punkt zwrotny doskonale się nadawał właśnie chrzest władcy i taką wizję wczesnej historii znajdziemy też u naszych sąsiadów.
W historii Czech za punkt zwrotny uznaje się rządy Wacława (zm. w 935 r.), a w Danii panowanie Haralda I (zm. w 986 r.). Dla Rusi była nim konwersja Włodzimierza (zm. w 1015 r.), a dla Węgier chrzest Stefana (zm. w 1038 r.). Oprócz Haralda, który zmarł na wygnaniu w podejrzanych okolicznościach, wszyscy oni zostali kanonizowani, stając się świętymi patronami swoich krajów.
W Polsce rolę tego, który przez ochrzczenie się wprowadził swoje państwo do cywilizowanej Europy, spełnia Mieszko I (zm. w 992 r.). Przez niemal tysiąc lat wystarczała nam data roczna tego wydarzenia, ale współcześnie okazało się, że nie jest wystarczająco dokładna. Naukowcy nie potrafili jej doprecyzować, więc trochę mobilizował ich Kościół, który podsumował swoje obchody „milenijne” 13–14 kwietnia 1966 r.