Dosadne powiedzonko „ciągnąć się jak smród za wojskiem” nie wzięło się z niczego. Ale zapach, jaki roztaczała kolumna maszerujących wojaków, był niczym w porównaniu z odorem stałego obozu. Zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa wybuchu epidemii, wodzowie większych i mniejszych armii starali się trzymać wojsko w ruchu choćby po to, by zapewnić mu dostęp do świeżej wody i paszy dla koni.
Czytaj też: Artyleria mechaniczna
Oblężenie, czyli przepis na epidemię
Był jeden ważny wyjątek – oblężenie, równie niebezpieczne dla atakowanych, co dla atakujących. Zanim na polach bitew pojawiła się artyleria prochowa (bo wcześniej, już od IV w. p.n.e., dobrze zorganizowane armie dysponowały tzw. artylerią mechaniczną), oblężenie niemal zawsze oznaczało długi czas spędzony w jednym miejscu. Jego istotą jest odcięcie obrońców, a to wymuszało koncentrację atakujących na niewielkiej przestrzeni, ze wszystkimi przykrymi konsekwencjami – brakiem wody, głodem (każda armia szybko potrafi wyżreć wszystko w promieniu wielu mil wokoło) i potwornym smrodem, skoro dzielni wojacy nie tylko zwykle się nie myli, ale też nie mieli zwyczaju kopania latryn.
Mamy więc gotowy przepis na epidemię. Na domiar złego oblężenia zwykle prowadzono latem, bo łatwiej się wyżywić, korzystając z dojrzewających plonów, no i w zimowym błocie grzęzną wieże i tarany. W historii wojen niejedna armia poniosła większe straty na skutek zaraz wybuchających w obozach niż w krwawych szturmach na wyniosłe mury i mocne bramy. A skoro mamy już epidemię, dlaczego by się nią nie podzielić z obrońcami?
Czytaj też: Dżuma też miała skutki ekonomiczne
Dżuma w prezencie dla wroga
Najbardziej znany przypadek, i mający największe skutki, dotyczy oblężenia Kaffy (dawniejszej bizantyjskiej Teodozji), od XIII w. genueńskiej kolonii handlowej nad Morzem Czarnym. Kaffa, raz już zniszczona przez Tatarów Złotej Ordy, została odbudowana jako silna forteca, otoczona podwójnym pierścieniem murów. Niełatwa koegzystencja z wojowniczymi gospodarzami narażała miasto na ciągłe niebezpieczeństwo. I tak niewielki incydent spowodował, że w 1346 r. Tatarzy postanowili znów zniszczyć miasto.
Miało jednak dostęp do morza i było zaopatrywane przez genueńską flotę (jedną z najpotężniejszych w owych czasach), więc broniło się twardo. Podczas oblężenia nadeszła katastrofa – kupcy z jedwabnego szlaku przywlekli z Chin dżumę, która zdziesiątkowała oblegających. Tatarzy wpadli na pomysł, by ciała zmarłych wrzucać za mury z pomocą katapult. W Kaffie wybuchła epidemia, a uciekinierzy zawieźli ją na statkach do Europy – ze znanym efektem.
Czytaj też: Brat brud
Krew skażona trądem. Do dna!
Przykłady podobnych działań można by mnożyć. O studniach i ujęciach wody zatrutych wyciągami z toksycznych roślin i ziół, grotach strzał moczonych w jadzie węży, trupiej krwi i odchodach można by pisać długo. W zamierzchłej starożytności Hetyci użyli chorych owiec, by wywołać epidemię tularemii („gorączki zajęczej”, nieprzenoszącej się jednak między ludźmi). Padłe zwierzęta i trupy ludzkie wrzucali do miast i twierdz Anglicy podczas wojny stuletniej i żołnierze, podobnie postępowali taboryci w czasie wojen husyckich.
Wyjątkową podłością wykazali się Hiszpanie oblegający Neapol w 1495 r., gdzie sprzedawano wino, do którego dolewano ludzką krew skażoną trądem. W Nowym Świecie angielscy koloniści po raz pierwszy celowo użyli przeciw Indianom Delaware zarazków ospy podczas oblężenia fortu Pitt w 1763 r., przekazując „w darze” zakażone koce. Nie widziano w tym nic złego. Brytyjski oficer napisał w pamiętniku: „Mam nadzieję, że przyniesie to zamierzony efekt”. Przyniosło – szacuje się, że na ospę umrzeć mogło nawet pół miliona rdzennych Amerykanów. Metodę tę w Ameryce Północnej stosowano zresztą również w XIX w.
Podczas I wojny światowej, korzystając z odkryć Pasteura i Kocha, nad „nowoczesną” bronią biologiczną pracowali zarówno Niemcy, jak i Francuzi. Na szczęście mimo prób skutki okazały się dość mizerne. Użycia broni biologicznej i chemicznej zabronił protokół genewski z 1925 r. Wojskowe laboratoria jednak wciąż pracują.
Czytaj też: Jak śledzić pandemię i nie panikować. Modele i sztuczna inteligencja