Muzealni za mało radykalni
Instytut Pamięci Narodowej: kto z kim i o co się kłóci
ANDRZEJ BRZEZIECKI: – Jak pan ocenia politykę IPN pod kierownictwem prezesa Jarosława Szarka?
GRZEGORZ MOTYKA: – To IPN prowadzi jakąś politykę?
Przecież liberalne media narzekają, że „jedynie słuszną”.
Można mówić o polityce szefów poszczególnych pionów oraz dyrektorów oddziałów, ale nie dostrzegam polityki IPN jako całości. Mam wrażenie, że działania Instytutu „rozjeżdżają się” w różnych kierunkach, z których nie wynika żaden wspólny cel. Wskutek zmian ustawowych z 2016 r. IPN stał się niewyobrażalnie dużym ciałem, z dodatkowym pionem zajmującym się ochroną pomników. Krytycy prezesa Szarka, którego szanuję, zapominają, że nie jest łatwo kierować takim gigantem.
Są na świecie większe instytucje do zarządzania.
Fakt, zapewne kontrkandydat aktualnego prezesa IPN dr Paweł Ukielski sprawniej zarządzałby Instytutem. Jednak ktokolwiek stałby na czele, miałby z tym duży kłopot. Zwłaszcza że przy aktualnym ujednoliceniu politycznym kierownictwa IPN przeniosły się do niego różne walki frakcyjne.
Porozmawiajmy więc o nich.
Zawsze było tak, że na przykład prokuratorzy ciążyli ku Ministerstwu Sprawiedliwości, a nie ku prezesowi IPN, a dziś jest to jeszcze bardziej widoczne. W dodatku zjawisko to przeniosło się na inne piony w związku ze zmianami kadrowymi. Nigdy dotąd tak nie było, żeby jedno ugrupowanie polityczne całkowicie zdominowało IPN.
To powinno raczej sprzyjać ujednoliceniu polityki, a pan twierdzi, że się ona „rozjeżdża”.
Bo dla poszczególnych dyrektorów ważniejsze są walki frakcyjne w samej partii rządzącej niż związek z prezesem IPN. Część kierownictwa i dyrektorów czuje się bardziej związana z lokalnymi politykami niż z kierownictwem Instytutu w Warszawie i mają oni wręcz poczucie bezkarności i niezależności od niego.