Po udanym ataku na Pearl Harbor (7 grudnia 1941 r.) Japońska Armia Cesarska zajmowała kolejne terytoria: Hongkong, Malaje, Singapur, Birmę, Indie Holenderskie, Amerykanie ponieśli porażkę w obronie Filipin, w maju 1942 r. poddali silnie ufortyfikowany Corregidor, utracili również małe, ale ważne garnizony na wyspie Guam i atolu Wake.
Jednak obie strony konfliktu zdawały sobie sprawę, że przewaga Japonii jest chwilowa. Dowodzący atakiem na Pearl Harbor adm. Chūichi Nagumo nie zniszczył urządzeń i składów paliwa hawajskiej bazy i nie zdołał odnaleźć dwóch lotniskowców floty Pacyfiku – USS „Enterprise” i USS „Lexington”. Do tych dwóch okrętów dołączyły niebawem przeniesione z Atlantyku „Yorktown” i „Hornet”. Paradoksalnie, Japończycy niszcząc amerykańskie pancerniki, zmusili przeciwnika do porzucenia dawnej taktyki wojen morskich i gwałtownego wejścia w nową epokę, w której podstawowe znaczenie zyskały lotniskowce.
Od Pearl Harbor obie strony walczyły o czas. Japończycy spieszyli się, by umocnić nowo zdobyte pozycje, zanim przemysł amerykański zostanie przestawiony na tory wojenne. (O potencjale USA świadczy fakt, że od grudnia 1942 r. do końca wojny wprowadziły do służby 17 wielkich lotniskowców klasy Essex, o wyporności 33 tys. ton, zabierających od 80 do 100 samolotów.) Amerykanie, czekając na dostawy, starali się przetrwać i unikali wymarzonej przez Japończyków „decydującej bitwy”.
Jedną z pierwszych zaczepnych akcji przeprowadzonych przez US Navy było bombardowanie celów w Japonii, znane jako rajd Doolittle’a, wykonane przez 16 średnich bombowców B-25. Atak nastąpił z lotniskowca przy użyciu maszyn lotnictwa lądowego. Zbombardowanie (4 kwietnia 1942 r.) czterech miast na wyspach macierzystych cesarstwa nie wyrządziło wielkich szkód, ale dało potężny efekt propagandowy.