Rankiem 16 września 1938 r. w biurze szefa gabinetu niemieckiego ministra spraw zagranicznych rozległ się dzwonek telefonu. Erich Kordt podniósł słuchawkę. Dzwonił jego brat Theo z ambasady Rzeszy w Londynie. Relacjonował powitanie brytyjskiego premiera, które obserwował dzień wcześniej na lotnisku Heston. Mówił o tłumach Anglików entuzjastycznie witających szefa rządu, chociaż powracał on z upokarzającej wyprawy do alpejskiej rezydencji Hitlera w Berchtesgaden, gdzie za wszelką cenę starał się zapobiec wybuchowi wojny. Erich odwzajemnił mu się opowieścią o entuzjastycznych reakcjach Niemców na pokojową ofensywę Chamberlaina. Rozmowa miała charakter służbowy. Dopiero pod jej koniec Erich dodał mimochodem:
– Nadal wystawiam na sprzedaż dom naszych rodziców.
W słuchawce zapanowała długa cisza, jakby Theo nie mógł pogodzić się z decyzją brata.
– Ale facet nie może przecież… – wykrztusił wreszcie, pozornie bez związku z tematem.
Erich przerwał mu wpół zdania:
– Powtarzam więc, aby uniknąć nieporozumień. Nadal wystawiam na sprzedaż dom naszych rodziców.
– Tak jest, zrozumiałem – odpowiedział zduszonym głosem Theo.
Ktoś, kto przysłuchiwałby się ich rozmowie (a w nazistowskim państwie było to prawdopodobne), odniósłby wrażenie, że pomiędzy pracującymi w dyplomacji braćmi doszło do nieporozumienia w sprawach spadkowych. W rzeczywistości jednak zdanie „Nadal wystawiam na sprzedaż dom naszych rodziców” było uzgodnionym wcześniej hasłem. Miało oznaczać, że Hitler, mimo rozmów prowadzonych z brytyjskim premierem, wciąż zamierza zaatakować Czechosłowację. Erich Kordt wiedział to ponad wszelką wątpliwość od zagorzałego nazisty Waltera Hewela, który pełnił funkcję łącznika pomiędzy Urzędem Spraw Zagranicznych a kanclerzem i führerem Rzeszy.