Gdy ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher trzydzieści lat po historycznej wizycie prezydenta USA George’a Busha w Polsce opublikowała fotografię i wspomnienie o tamtych wydarzeniach – w „prawicowym internecie” zawrzało. Zarówno ze względu na fotografię Busha z Wałęsą, jak i pamięć, że prezydent supermocarstwa poparł wtedy oddanie prezydentury w Polsce gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu. Jak widać – inaczej te same wydarzenia oceniać może część obywateli współczesnej Polski, a inaczej wyglądają one w oczach przywódców USA.
Po wprowadzeniu stanu wojennego sytuacja Jaruzelskiego w bloku sowieckim była trudna. Generał spełnił oczekiwania Breżniewa, ciągnęła się jednak za nim opinia miękkiego gracza, który zbyt długo patyczkował się z Solidarnością i Kościołem. Rozmowy Breżniewa z Jaruzelskim z 1982 r. były chłodne i wręcz aroganckie. Breżniew dawał do zrozumienia, że ma w Polsce alternatywny garnitur bardziej mu posłusznych działaczy z Mirosławem Milewskim (ministrem spraw wewnętrznych w latach 1980–81) na czele. Śmierć Breżniewa była dla Jaruzelskiego ulgą. Jego następca Jurij Andropow był w prowadzeniu polityki bardziej wyrafinowany niż poprzednik, Czesław Kiszczak miał z nim dobre kontakty. Andropow inaczej niż Breżniew rozumiał konieczność porozumiewania się z Kościołem (oczywiście, podobnie jak Stalin, chciał traktować biskupów instrumentalnie).
Między końcem 1982 a 1984 r. dochodziło do pośrednich kontaktów Jaruzelskiego i Kiszczaka z przedstawicielami administracji amerykańskiej. Adam Schaff, profesor, filozof, jeden z mentorów Jaruzelskiego, dysponował unikalnymi kontaktami, które mogły służyć do tego celu. Po pierwsze, miał możliwość bezpośrednich rozmów z Janem Pawłem II, po drugie, podczas wizyt u rodziny w Ameryce spotykał się ze Zbigniewem Brzezińskim.