Historia

Panna Andzia ma wychodne

Panna Andzia ma wychodne. Skąd pochodziły i jak żyły przedwojenne służące

Służąca podpisana jako Ksenia na widokówce ze Lwowa, 1904 r. Służąca podpisana jako Ksenia na widokówce ze Lwowa, 1904 r. Polona
O zamkniętym świecie służących w dwudziestoleciu międzywojennym opowiada Joanna Kuciel-Frydryszak, autorka książki „Służące do wszystkiego”.
Joanna Kuciel-Frydryszak jest dziennikarką i autorką książek.Maks Pflegel/AG Joanna Kuciel-Frydryszak jest dziennikarką i autorką książek.

JOANNA PODGÓRSKA: – Służące były najbardziej niewidzialną i pozbawioną głosu grupą społeczną. Co panią skłoniło, by się nią zająć?
JOANNA KUCIEL-FRYDRYSZAK: – Pisząc poprzednią książkę, o Kazimierze Iłłakowiczównie, natrafiłam na postać Grabosi, służącej, z którą pisarka była bardzo zaprzyjaźniona. Miały serdeczną relację do końca życia. Uświadomiłam sobie, jak niewiele wiem o świecie służących, chociaż od długiego czasu zajmuję się dwudziestoleciem międzywojennym. Okazało się, że jest to świat nieopisany. Zaciekawiło mnie, na ile relacja Iłłakowiczówny z Grabosią była typowa.

Była?
A skąd. Służące do wszystkiego w hierarchii służby domowej stanowiły najniższy szczebel. Na szczycie była służba męska, czyli kamerdyner, lokaj, szofer, zatrudniana w najbogatszych domach i majątkach ziemskich. Służące do wszystkiego zatrudniały rodziny mniej zamożne – odpowiednik dzisiejszej niższej klasy średniej – których nie było stać na kilkuosobową służbę, tylko na jedną kobietę, która mieszkała u nich w domu i obsługiwała całą rodzinę.

Skąd się brały te dziewczyny?
Niemal wszystkie pochodziły ze wsi, z bardzo ubogich chłopskich rodzin. Ich życiorysy są podobne. Zwykle jako kilkulatki trafiały do bogatszych chłopskich rodzin; pomagały w polu, przy wypasaniu zwierząt w zamian za wikt i opierunek. Ich matki marzyły o tym, by dziewczynki mogły zostać służącymi w mieście, bo to oznaczało awans i lepszy byt. Szacuje się, że w dwudziestoleciu 40 proc. dziewcząt i kobiet było zbędnych w gospodarstwie domowym. Nie było dla nich pracy, a tym samym wyżywienia. Głodowały. W książce opisuję przypadek chłopki, która handlowała na targu w Radomiu i udało jej się załatwić córce pracę w mieszczańskim domu.

Polityka 28.2019 (3218) z dnia 09.07.2019; Historia; s. 62
Oryginalny tytuł tekstu: "Panna Andzia ma wychodne"
Reklama