Jeki bud, jeki nabud – od tych słów zaczynają się tradycyjne irańskie opowieści i baśnie. W dosłownym tłumaczeniu znaczą: „Był ktoś, kogoś nie było”, służąc jako wprowadzenie do fikcyjnej historii, która wcale nie musi być fikcyjna. Wprowadzenie: „Zaraz usłyszycie bajkę, ale czy to na pewno tylko bajka?”, reprezentuje również charakterystyczną dla irańskiej polityki paradoksalną sytuację, w której fałsz przeplata się z prawdą, a granica między rzeczywistością i fantazją ulega zatarciu.
Wielka gra
A zatem: jeki bud, jeki nabud… 1 lutego 1979 r. samolot linii Air France wylądował na lotnisku w Teheranie. Na jego pokładzie znajdował się człowiek, który od lat nie postawił stopy na irańskiej ziemi, ale teraz był na ustach wszystkich rodaków. Ajatollah Ruhollah Chomeini wrócił z wygnania, by objąć ster rządów w kraju po ucieczce szacha Mohammada Rezy Pahlawiego, rządzącego krajem przez 38 lat. Na lotnisku duchownego powitały tłumy. Według BBC wzdłuż liczącej ok. 20 km trasy na Cmentarz Męczenników, gdzie przez ostatni rok chowano protestujących zabitych przez siły wierne szachowi, ustawiło się pięć milionów ludzi. W podróży Chomeiniemu towarzyszyło 140 dziennikarzy z całego świata, a każdy z nich wyczekiwał, że z ust ajatollaha padną słowa na temat kierunku, w jakim chciałby poprowadzić Iran.
Peter Jennings, reporter ABC News, zadał mu w końcu oczywiste wydawałoby się pytanie: Co czuje po powrocie do kraju? Kiedy tłumacz powtórzył duchownemu jego treść, ajatollah odparł cicho: „Hichi. Hich ehsasi nadaram” (Nic. Kompletnie nic).
Droga Chomeiniego do władzy rozpoczęła się od przemówienia wygłoszonego w październiku 1964 r., w którym zwrócił się bezpośrednio do szacha: „Wasza ekscelencjo, niech będzie mi wolno udzielić ci rady.