Dla Polaków druga wojna światowa zaczęła się 1 września 1939 r. bombardowaniem Wielunia przez Luftwaffe, ostrzałem Westerplatte przez pancernik „Schleswig Holstein” i wyłamywaniem przez Wehrmacht granicznych szlabanów. W sierpniu tamtego roku pierwszemu pokoleniu wychowanemu już w niepodległej Polsce świat – mimo groźby wojny – wydawał się uładzony. Jesień wywróciła go do góry nogami. Niemieckie zagony pancerne z północy, wschodu i południa szybko przerwały obronę na granicach. Przegrana bitwa nad Bzurą, ostrzeliwanie z powietrza ludności cywilnej, inwazja Armii Czerwonej. Szosa zaleszczycka i ucieczka rządu do Rumunii. Obrona Helu i Hitler przyjmujący 5 października defiladę Wehrmachtu w Alejach Ujazdowskich. Początek piekła. I wierszy o 1 czy jak Herberta o 17 września: „…A potem tak jak zawsze – łuny i wybuchy/malowani chłopcy bezsenni dowódcy/plecaki pełne klęski rude pola chwały/krzepiąca wiedza że jesteśmy – sami./Moja bezbronna ojczyzna przyjmie cię najeźdźco/i da ci sążeń ziemi pod wierzbą – i spokój,/by ci co po nas przyjdą uczyli się znowu/najtrudniejszego kunsztu – odpuszczania win”.
Wrzesień 39 i sierpień 44 to cezura w XX-wiecznej historii Polski. Gorycz klęski, poczucie osamotnienia przy bierności zachodnich „gwarantów” oraz perfidii Stalina, który wygrał drugą wojnę światową najpierw jako sojusznik Hitlera, a potem Roosevelta i Churchilla. A zarazem gorzka duma, że jednak się udało. Tym razem rozbiór Polski nie skończył się stuletnią, a może i ostateczną, likwidacją polskiej państwowości – bo wielka wojna trwała nadal i „kwestia polska” była na wokandzie. Powojenna hegemonia Moskwy ciągnęła się co prawda 40 lat, ale w 1989 r. została strząśnięta w wyniku wielkiej wolnościowej rewolucji w radzieckim bloku, w której Polska odegrała znaczącą rolę.