Nieczęsto dziś pamięta się o tym, że koniec pierwszej wojny światowej to moment, kiedy – oprócz odrodzenia się państwa polskiego i powstania kilku innych – w centrum uwagi polityki europejskiej ponownie pojawia się rewolucja. Jest „nadchodzącą burzą”, zwiastunem nowego porządku. „Okiełznana” za sprawą rewizjonistów spod znaku ideologa niemieckiej socjaldemokracji Eduarda Bernsteina, ale też skompromitowana przez partie II Międzynarodówki, głosujące w 1914 r. za kredytami wojennymi, zyskuje nowy powab dzięki bolszewickiemu przewrotowi i Leninowi. Początkowo nie ufano im, zarzucano przywódcy rosyjskiej rewolucji obojętność na masy i stosowanie terroru. Jego krytykami byli Karl Kautsky i Róża Luksemburg. Adolf Warski, jeden z przywódców SDKPiL, uważał, że eksperyment rosyjski nie przetrwa dłużej niż cztery miesiące. Pod koniec 1918 r. okazało się jednak, że Lenin wciąż trwa, wzmocniony, z nowymi pomysłami na rozszerzenie rewolucji. Stał się inspiracją. Tym intensywniej działającą, że kres wojny, postępująca anarchizacja życia politycznego, tysiące zdemobilizowanych żołnierzy, społeczna i gospodarcza katastrofa mogły z dnia na dzień doprowadzić do nowego wybuchu w Europie.
Tak wygląda tło powstania Komunistycznej Partii Robotniczej Polski (nazwa utrzyma się do 1925 r., zastąpi ją Komunistyczna Partia Polski), utworzonej 16 grudnia 1918 r. z połączenia Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy oraz Polskiej Partii Socjalistycznej-Lewica. Zjednoczenie obu stronnictw rewolucyjnych nie przez wszystkich delegatów na zjazd zostało dobrze przyjęte, rozbieżności były jednak nieznaczne, bo zgadzano się, że odzyskana niedawno „niepodległość” jest w istocie „panowaniem zgrai kapitalistycznych rządów opartych na niewoli mas”.