Mazurzy, Prusacy, Polacy?
Mazurzy, Prusacy, Polacy? Spóźniona niepodległość
Kazimierz Jaroszyk wkomponował życie rodzinne w zawodowe. Jego dom w Szczytnie był jednocześnie redakcją gazety „Mazur” i miejscem spotkań działaczy polskich. Do plebiscytu nie zostało wiele czasu. To martwiło Jaroszyka, który na Warmię i Mazury przybył pod koniec XIX w. z Wielkopolski, żeby tutaj ratować polskość. Jakie przedsięwziąć działania, żeby w plebiscycie jak najwięcej ludności Warmii i Mazur głosowało za Polską?
Postanowienia traktatu wersalskiego, kończącego I wojnę światową, dotyczące Warmii i Mazur nie przypadły Jaroszykowi do gustu. Jako realista spodziewał się, że plebiscyt skazuje Polskę na przegraną, gdyż ludność pozbawiona polskiej świadomości narodowej, a związana od lat z niemieckim państwem, zagłosuje za pozostawieniem Warmii i Mazur w granicach Niemiec. W tej sprawie pojechał do Warszawy. Jego wniosek, żeby odwlec plebiscyt, a najlepiej z niego zrezygnować, nie znalazł zrozumienia. Ktoś mu w Warszawie powiedział: „To jest nie do wyobrażenia, żeby nawet Niemiec na Mazurach głosował za przegranymi!”.
Plebiscyt jednak pokaże co innego.
Język. To była dziwna polskość. Taka polskość z alzheimerem. Warmia bowiem w momencie plebiscytu od prawie 150 lat (czyli od I rozbioru Polski) należy do Niemiec, a dokładnie do Prus Wschodnich – niemieckiej prowincji najbardziej wysuniętej na wschód. Podobnie zresztą jak Mazury, tylko że one nigdy nie wchodziły w skład Polski, a przez zaledwie 200 lat były z nią luźno związane jako państwo lenne (XVI –XVIII w.). Mimo to mieszkańcy mówili po polsku. Gwara mazurska jest bowiem mieszaniną języka ludowego i staropolskiego, z naleciałościami niemieckimi. To dlatego reporter Melchior Wańkowicz w książce „Na tropach Smętka” tłumaczy córce, dlaczego na Mazurach (które w tym czasie należą do Rzeszy) nie trzeba znać języka niemieckiego:
„– (.