Telegram szyfrowy nr 397. Nadaje: POLMISSION w Waszyngtonie, czyli Ambasada RP. Odbiorca: Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP, którym kieruje Edward Raczyński, wówczas z siedzibą w Londynie. Telegram tajny, czyli „sekretowany”, wysłano 29 lipca 1943 r. „Dla Pana Ministra i dla Pana Premiera”.
„Dziś byłem z Karskim u Prezydenta. Rozmowa bardzo przyjazna i ożywiona, niezmiernie wartościowa dla sprawy, trwała blisko półtorej godziny. Szczegóły raportem. Ciechanowski”. Jan Ciechanowski pełnił wówczas funkcję ambasadora RP w Waszyngtonie.
Rozmowa odbyła się 28 lipca (widocznie telegram nadano nazajutrz). Gdy tego dnia Jan Karski był w ambasadzie na śniadaniu, pojawił się tam kurier z Białego Domu z informacją, że ambasador wraz z emisariuszem Janem Karskim są zaproszeni na 11.30 (czyli za kilka godzin) do prezydenta Roosevelta.
Karski wielokrotnie opisywał tę wizytę, również mnie opowiadał o niej. Zacytujmy jego własny zapis – fragment słynnej książki „Tajne państwo. Opowieść o polskim podziemiu” (Znak 2014).
„…W końcu doszło do najważniejszego ze spotkań. Powiadomiono mnie, że prezydent Stanów Zjednoczonych chce osobiście wysłuchać mej relacji o wypadkach w Polsce i okupowanej Europie.
Spytałem polskiego ambasadora, co powinienem zakomunikować amerykańskiemu prezydentowi.
– Niech pan mówi ściśle i zwięźle – powiedział mi z uśmiechem Ciechanowski. – Prezydent Roosevelt to z pewnością najbardziej zapracowany człowiek na świecie.
Biały Dom wydał mi się wiejską rezydencją, nową i solidną, otoczoną drzewami i ciszą. Brakowało mi tam pięknych posągów, oblepionych bluszczem murów, wież i wieżyczek oraz patyny tradycji, którą takie gmachy miały w moim kraju. Tymczasem ujrzałem typową okazałą budowlę na rozległym terenie. Serce biło mi szybko, kiedy wchodziłem do Białego Domu wraz z ambasadorem, który miał mnie przedstawić. Znalazłem się w centralnym ośrodku władzy. Miałem się spotkać z najpotężniejszym człowiekiem w najpotężniejszym światowym mocarstwie.
Prezydent Roosevelt wcale nie sprawiał wrażenia kogoś zaganianego i wydawało się, że nie wie, co to zmęczenie. Wiedział zaskakująco dużo o Polsce i chciał się dowiedzieć jeszcze więcej. Pytania, które zadawał, były drobiazgowe, szczegółowe i dotyczyły bezpośrednio najważniejszych spraw. Interesowały go nasze metody nauczania i starania, aby chronić dzieci. Wypytywał o organizację ruchu podziemnego i o straty poniesione dotąd przez polski naród. Pytał, jak wyjaśnić to, że Polska jest jedynym okupowanym krajem bez swojego Quislinga. Poprosił o potwierdzenie prawdziwości krążących wieści o niemieckim postępowaniu z Żydami. Zależało mu na tym, aby poznać techniki sabotażu, dywersji i działań partyzanckich.
Na każde z zadawanych pytań oczekiwał precyzyjnej i ścisłej odpowiedzi. Chciał poznać, a nie tylko móc sobie wyobrazić, sam klimat i atmosferę roboty konspiracyjnej i myśli ludzi w nią zaangażowanych. Zrobił na mnie wrażenie człowieka o prawdziwie rozległych horyzontach. Tak jak Sikorski nie ograniczał się w zainteresowaniach do swojego kraju – obejmowały one całą ludzkość. Po tej rozmowie prezydent nadal był uśmiechnięty i świeży. Ja czułem się bardzo zmęczony (…)”.
Jest to wierna relacja, ale niepełna. Niektórych szczegółów Karski nie chciał podać, „Tajne państwo” zostało bowiem opublikowane, gdy wojna jeszcze trwała, a te szczegóły mogłyby zaszkodzić rządowi polskiemu w Londynie.
Bardzo ciekawe i bardzo ważne było to, co Karski i Ciechanowski usłyszeli od Roosevelta na pożegnanie. Karski spytał, jaki przekaz z wizyty u prezydenta Stanów Zjednoczonych ma zreferować kierownikom polityki polskiej, gdy wróci do kraju. Był wówczas przekonany, że uda się z kolejną misją do Polski.
Odpowiedź Roosevelta – cytowaną „słowo w słowo” – przekazuję na podstawie zapisków Macieja Wierzyńskiego („Emisariusz. Własnymi słowami”, PWN 2010).
„– Powiesz swoim przywódcom, że Polska wyłoni się bogata, ustabilizowana. Społeczeństwo amerykańskie pomoże. Jest przyjazne twojemu krajowi. Powiesz swoim przywódcom, że wasze granice ulegną zmianie, na wschodzie na korzyść Rosji. Marszałek Stalin się tego domagał. Te zmiany nie będą duże, ale należy pomóc marszałkowi Stalinowi uratować twarz i ja to zrobię. Polacy dostaną odszkodowanie na północy i na zachodzie (…)”. A po chwili: „– Powiesz także swojemu narodowi, że ma w tym domu przyjaciela”.
Ale przyjaciel – jak to wielokrotnie podkreślał, również w rozmowach ze mną, Karski – myślał globalnie. I dlatego nie okazał szczególnej empatii dla spraw najbardziej wrażliwych dla Polaków ani – w istocie rzeczy – dla Żydów. Co znakomicie potwierdza ostatnio otwarta w Waszyngtonie świetna wystawa „USA a Holokaust w czasie wojny”.
Roosevelt planował globalny ład światowy. Już się szykował do Teheranu, a potem była Jałta.