Artykuł w wersji audio
Dla milionów Polaków przyjazd papieża Jana Pawła II w okresie stanu wojennego był upragnionym znakiem nadziei i podtrzymania ducha oporu wobec władz. Dla tych ostatnich – przejawem nieukrywanej ingerencji głowy Kościoła w stosunki wewnętrzne państwa oraz wzmocnienia pozycji prymasa Józefa Glempa.
Od momentu wyboru ks. kardynała Karola Wojtyły na Tron Piotrowy papieskie pielgrzymki uznawane były przez przywódców Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR) za „zło konieczne”. Wyjaśniał to Edward Gierek w marcu 1979 r.: „Obecnie wytworzyła się trudniejsza sytuacja, bo papieżem jest Polak będący obywatelem Polski. Z prawnego punktu widzenia każdy obywatel ma prawo przyjazdu do swojego kraju. Odmowa mogłaby tworzyć napięcia społeczne”. Notabene dla komunistów rządzących PRL kwestia wizyty głowy Kościoła katolickiego od lat była problemem politycznym – podczas obchodów milenijnych w 1966 r. nie wyrazili oni zgody na przyjazd do Polski papieża Pawła VI, co nie przeszkadzało, by w tym samym roku postawić we Wrocławiu pomnik papieżowi Janowi XXIII. Po wyborze kardynała Wojtyły w październiku 1978 r. na papieża stało się jednak oczywiste, że wizyty najwyższej głowy Kościoła katolickiego staną się nieuniknione. Należało się do nich jak najlepiej przygotować.
Jan Paweł II poprzez swoich wysłanników naciskał na możliwość odwiedzenia kraju jeszcze w 1982 r. Prymas Józef Glemp w liście do gen. Wojciecha Jaruzelskiego pisał: „pielgrzymka religijna Ojca Świętego do swej Ojczyzny przyczyniłaby się do zmobilizowania społeczeństwa w kierunku wyciszenia nieporozumień i wyjścia z dotychczasowej nienormalnej sytuacji polityczno-społecznej. Episkopat Polski jest zdecydowany przygotować warunki przyjazdu Ojca Świętego, mimo głosów sprzeciwu ze strony pewnych grup politycznych, które utrzymują, że przyjazd papieża do Polski byłby wzmocnieniem dla Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, a także jej uznaniem”. Kwestię tę omawiano 11 czerwca 1982 r. na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR. Minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak odniósł się do przeszłości: „Następstwa wizyty Jana Pawła II w 1979 r. w Polsce. Wówczas zamiast oczekiwanych pozytywnych efektów spowodowała ona nasilenie niekorzystnych nastrojów w różnych grupach społecznych, uruchomiła postawę agresywności, a nawet oporu wobec władzy”. Ostrzegał: „Wizyta może doprowadzić do eskalacji niekorzystnych nastrojów, które mogą być bezpośrednim impulsem do odrodzenia się »Solidarności« sprzed grudnia 1981 r. (…) Trzeba poważnie brać pod uwagę fakt, że wizyta może także stać się detonatorem tym razem o wiele groźniejszym w skutkach niż przed trzema laty”. Chciał dać odpór stronie kościelnej, która bez konsultacji z władzami PRL ogłosiła, iż papież przyjedzie do Polski w sierpniu 1982 r. Sugerował, że lepszy byłby rok 1983 albo 1984. Liczył bowiem, że do tego czasu władze rozwiążą problemy wewnętrzne w kraju. Do jego stanowiska przychylił się I sekretarz Komitetu Centralnego PZPR Wojciech Jaruzelski.
Przyjazd papieża poprzedziły trudne negocjacje kościelno-rządowe. Sporny okazał się nie tylko termin pielgrzymki – ostatecznie odbyła się w dniach 16–23 czerwca 1983 r. – ale też dobór miejsc, które Jan Paweł II miał odwiedzić. Przykładowo podczas rozmów w kwietniu 1983 r. minister Adam Łopatka, kierownik Urzędu ds. Wyznań, na propozycję udania się Jana Pawła II pod pomnik Ofiar Czerwca 1956 r. odpowiedział: „Zatrzymanie się Ojca Świętego przy krzyżach poznańskich zostawmy sobie na wizytę Jana XXIV lub Jana Pawła V za 100 lat”… Argumentem przeciwko papieskiej wizycie w Szczecinie miały być rzekomo dogodne w tym mieście warunki do przeprowadzenia zamachu na życie Jana Pawła II. W zamian Kazimierz Barcikowski proponował Kamień Pomorski… (co ciekawe, w swoich wspomnieniach Barcikowski o takich propozycjach i swojej postawie wobec Kościoła nie wspomina). Komuniści nie zgodzili się nie tylko na odwiedzenie przez papieża Szczecina, ale również Piekar Śląskich, Olsztyna, Łodzi i Lublina. Czasem jednak stronie kościelnej udawało się uzyskać ustępstwa i władze PRL zgodziły się – po początkowym oporze – na mszę polową na krakowskich Błoniach. Ostatecznie na trasie papieskiej pielgrzymki znalazły się: Warszawa, Niepokalanów, Częstochowa, Poznań (bez wizyty pod pomnikiem upamiętniającym ofiary Czerwca ’56), Katowice, Częstochowa, Wrocław, Góra św. Anny i Kraków.
Władze starały się wszystkimi możliwymi sposobami ograniczyć udział wiernych w spotkaniach z papieżem oraz przerzucić na Kościół jak najwięcej spraw organizacyjnych. Jak pisała historyk Monika Kała: „strona kościelna zobowiązywała się zatem do wcześniejszego szacunkowego określania liczby uczestników w poszczególnych miejscowościach, ograniczenia trwania uroczystości do godz. 21.30, a także limitowania liczby wiernych podczas powitania Ojca Świętego na lotniskach w Warszawie i Krakowie. Ustalono też zasady finansowania wizyty papieża. Zdecydowano, że państwo pokryje koszty zapewnienia transportu i bezpieczeństwa Jana Pawła II, a także organizacji opieki zdrowotnej i higieny sanitarnej podczas zgromadzeń. Kościół miał finansować wszystkie pozostałe koszty. W tym m.in. nagłośnienia, wystroju tras, budowy ołtarzy, organizacji niezbędnych parkingów oraz odszkodowań za ewentualnie zniszczenia”.
Kwestią sporną był również krąg osób, z którymi mógł się spotkać papież. Władze PRL nie chciały się zgodzić na jego spotkanie z działaczami opozycji, na czele z Lechem Wałęsą. W przypadku przewodniczącego Solidarności w końcu jednak uległy. Zgodziły się, ale na spotkanie „nieoficjalne”. Kardynał Stanisław Dziwisz wspominał po latach: „Przeciwny spotkaniu Papieża z Wałęsą był osobiście generał Jaruzelski. Papież jednak stanowczo podkreślił, że bez spotkania z Wałęsą nie będzie żadnej pielgrzymki”. W tym przypadku nie pomogły nawet działania Służby Bezpieczeństwa (operacja pod kryptonimem „Dubler”), w tym przekazywanie Janowi Pawłowi II materiałów, które miały skompromitować w jego oczach przewodniczącego Solidarności.
Władze poczyniły specjalne przygotowania (np. w terenowych instancjach PZPR zorganizowano „całodobowe dyżury pracowników politycznych” na czas pielgrzymki czy „służbę ochronną” obiektów partyjnych i administracyjnych), powołały specjalne sztaby, przeprowadziły konsultacje z sojusznikami. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zwróciło się do KGB o „pomoc materiałowo-techniczną w związku z papieską wizytą”, czyli o przekazanie 150 miotaczy pocisków gumowych, 20 opancerzonych limuzyn, sprzętu do obserwacji i podsłuchu, a nawet namiotów wojskowych oraz artykułów medycznych. Wsparcia technicznego udzielili również towarzysze z enerdowskiego Stasi. Mjr Hans Gottschling, rezydent Stasi we Wrocławiu, oferował Polakom „wypożyczenie aparatów fotograficznych ze specjalistycznymi obiektywami, kamer filmowych, minifonów i wykrywaczy przedmiotów metalowych”.
Podobnie jak cztery lata wcześniej Polacy (w tym działacze partyjni załatwiający sobie „zaproszenia na papieża”) powitali Jana Pawła II tłumnie i serdecznie. Msze święte przez niego odprawiane gromadziły setki tysięcy osób. „Wszyscy idą ku Jasnej Górze. Już na parę godzin przed rozpoczęciem mszy pontyfikalnej nie ma tam miejsca. A ludzie stale przybywają. To już nie oblężenie Jasnej Góry, lecz Częstochowy” – pisał reporter „Osservatore Romano”. Podobnie było w innych miastach. Ludzie pilnie wsłuchiwali się w papieskie słowa, a Jan Paweł II stwierdzał: „Mówię nie tylko do Was, ale i za Was”. W jego wypowiedziach szukano aluzji do aktualnych wydarzeń w kraju. Jak zanotował w dziennikach wicepremier Mieczysław Rakowski: „Wrażenie jest ogromne. Wojtyła wygłosił homilię. Pełno w niej mętnej historiozofii i ciągle powroty do wielkości Polski. Sporo aż nazbyt przejrzystych aluzji. Powtarza się motyw cierpień, więzień itp. Widać, że postanowił jednak nadać swojej wizycie bardzo silne akcenty polityczne. Niedobrze”. Oczywiście władze PRL nie pozostały bezczynne. Tym bardziej że również w następnych papieskich homiliach znajdowały się kolejne sformułowania budzące ich sprzeciw. I to nie tylko te dotyczące kwestii wewnętrznych. Jak odnotowano np. w jednej z ocen wizyty: „Angażując się polsko i patriotycznie, papież we Wrocławiu ponad potrzeby akcentował pojednanie polsko-niemieckie, używając nawet niemieckiego słowa »Versöhnung«, w kategoriach abstrakcyjnych, bez wskazania tego i tych, którzy stoją na przeszkodzie przezwyciężeniu przeszłości. Nie zdobył się też na potępienie narastania rewizjonizmu w RFN”. W stolicy Dolnego Śląska papieżowi nie pozwolono na przejazd przez miasto, więc na spotkanie z duchowieństwem w katedrze na Ostrowie Tumskim musiał udać się helikopterem po mszy dla wiernych na torze wyścigów konnych na Partynicach.
Najostrzejszą, wręcz bezprecedensową reakcję wywołało przemówienie papieskie do młodzieży i wiernych diecezji szczecińskiej wygłoszone 18 czerwca 1983 r. w Częstochowie. Władze szczególnie oburzyły słowa: „pragnę wam na koniec powiedzieć, że wiem o waszych cierpieniach, waszej trudnej młodości, o poczuciu krzywdy i poniżenia, o jakże często odczuwanym braku perspektyw na przyszłość – może o pokusach ucieczki w lepszy świat”. W oświadczeniu rządu PRL, przekazanym następnego dnia stronie kościelnej, papieżowi zarzucono nie tylko złamanie uzgodnionych założeń wizyty, ale wręcz „nawoływanie do buntu przeciwko władzy”. I ostrzegano: „Władze udowodniły 13 grudnia 1981 r., że są w stanie skutecznie przeciwstawiać się wszelkim próbom destabilizacji ustroju i państwa”. A także pytano retorycznie: „Czy Kościół chce awantury i wojny religijnej w Polsce?”. Zastrzegano sobie też prawo „do wprowadzania korekt do programu wizyty”.
Druga pielgrzymka Jana Pawła II do kraju to jednak nie tylko spotkania (podczas mszy świętych) z wiernymi, ale też nie mniej ważne punkty nieoficjalne. Pierwszy z nich to spotkanie w kościele kapucynów przy ul. Miodowej w Warszawie z poetką Barbarą Sadowską, matką śmiertelnie pobitego nieco ponad rok wcześniej przez funkcjonariuszy milicji Grzegorza Przemyka. A drugi to spotkanie z „osobą prywatną” (Lechem Wałęsą) i jego rodziną w Tatrach. Danuta Wałęsa wspominała: „Pamiętne, choć bardzo specyficzne z powodu zachowań władzy, było spotkanie w Dolinie Chochołowskiej. Zawieźli nas helikopterem do Zakopanego, a stamtąd samochodem. Wszystko było obstawione. Śmialiśmy się, że SB nawet za owce się przebrało (…). Bezpieka stworzyła taką atmosferę, że to wszystko było takie niepewne. Spotkanie odbyło się w dość sztywnej atmosferze, bez takiej swobody, tak jak zawsze bywało. Mimo wszystko Ojciec Święty i mąż przekazali sobie to, co najważniejsze”. Jak się później pocieszano w rządowych ocenach pielgrzymki, papież miał rzekomo rozmawiać z „cesarzewiczem” Lechem jedynie około 8 minut, a znacznie więcej czasu poświęcił na „igraszki” z jego dziećmi i podziwianie krajobrazu. Ich autorzy nie rozumieli lub jedynie udawali, że nie rozumieją, iż najważniejsze było (jak to określił po latach kardynał Dziwisz) „po prostu spotkanie. Chodziło przecież o umocnienie w nadziei Wałęsy i roztoczenie opieki nad Solidarnością”.
Ważnym elementem pielgrzymki były też oficjalne spotkania z Wojciechem Jaruzelskim – w Belwederze i na Wawelu. W ich trakcie Jan Paweł II apelował o zniesienie stanu wojennego, domagał się zwolnienia więźniów politycznych, przypominał o poszanowaniu prawa do zrzeszania się – po 13 grudnia część związków, organizacji i stowarzyszeń zawieszono, a następnie zdelegalizowano. Spotkanie w Belwederze autor stanu wojennego wspominał: „Trzęsły się pode mną nogi i kolana miałem jak z waty (…). Papież, ta postać w bieli, rodził we mnie dziwne uczucia. Zupełnie niepojęte…”. O sile oddziaływania Jana Pawła II najlepiej chyba świadczą ołtarzyk zbudowany w domu przez jednego z członków KC PZPR czy cytowane przez wicepremiera Rakowskiego w jego dziennikach stwierdzenie ministra sprawiedliwości Sylwestra Zawadzkiego, iż to, co zobaczył podczas mszy na Stadionie Dziesięciolecia w stolicy, to „jego osobista klęska życiowa”, a 40 lat działalności w ruchu lewicowym „to lata stracone”.
Pielgrzymka okazała się więc bardzo istotnym wydarzeniem. Religijnym i politycznym. Polakom, szczególnie tym zaangażowanym w działalność Solidarności, dodała otuchy, nadziei. Stałym elementem towarzyszącym papieskiej wizycie były zresztą opozycyjne transparenty (np. „Najserdeczniejsze pozdrowienia z więzienia i podziemia”, „Ojcze Święty witamy – internowani”, „Solidarność żyje”, „NZS”) przemycane pod czujnym okiem MO i SB czy skandowane hasła w rodzaju: „Wy z pałami, chodźcie z nami”. A słowa „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” można było usłyszeć nawet z milicyjnych suk… Dla rządzących wizyta była z kolei dowodem „stabilizacji” sytuacji w kraju. Tym bardziej iż nie sprawdziły się najczarniejsze scenariusze i Polacy umocnieni spotkaniem z papieżem nie ruszyli na partyjne komitety czy budynki rządowe. Ale trudno się temu dziwić, skoro nieoficjalne przesłanie, hasło pielgrzymki, brzmiało: „Pokój tobie Polsko, Ojczyzno moja!”. Jan Paweł II wzywał do dialogu i porozumienia. „Chodzi tu o dojrzały ład życia narodowego i państwowego, w którym będą respektowane podstawowe prawa człowieka (…) taki ład może być zarazem zwycięstwem rządzonych i rządzących. Trzeba do niego dochodzić drogą wzajemnego dialogu i porozumienia, jedyną drogą, która pozwala narodowi żyć pełnią praw obywatelskich i posiadać struktury społeczne odpowiadające jego słusznym wymogom” – mówił na Stadionie Dziesięciolecia. Na to Polacy musieli poczekać jeszcze kilka lat.