Przez lata zrywu Solidarności i stanu wojennego wielu Polaków postrzegało brytyjską premier Margaret Thatcher jako nieprzejednaną przeciwniczkę sowieckiego komunizmu, wierną przyjaciółkę i sojuszniczkę amerykańskiego prezydenta Ronalda Reagana. I to prawda, ale ujawnione niedawno i przekazane Archiwom Państwowym w Londynie dokumenty Downing Street z okresu między wiosną 1988 r. a końcem lata 1989 r. ukazują też inteligentnego polityka, umiejętnie i dyskretnie wspierającego z boku każdy krok przybliżający Polskę do pokojowego odejścia od komunizmu.
Już pierwsze dokumenty, które lądowały na biurku pani Thatcher – sprawozdania brytyjskiej ambasady z tłumienia strajków w Hucie Lenina („przy użyciu znacznej i niepotrzebnej przemocy”) i Stoczni Gdańskiej – ujawniają starcia brytyjskich postaw i ocen, między którymi musiała rozsądzać. Szef dyplomacji Geoffrey Howe oficjalnie oświadczył: „Ubolewamy nad użyciem przemocy przez policję. Wzywamy polskie władze do uznania wagi reform politycznych, które zapewnią swobody jednostki i wolność stowarzyszeń”. Ale brytyjska prasa zarzucała mu fałsz. W przechowanym w archiwach wycinku z „Sunday Timesa” można przeczytać, że: „Howe popiera Jaruzelskiego, uważa, że powinno się go uznać za patriotę, który ustrzegł kraj przed rosyjską interwencją, a niedawne strajki za wyraz nierealnych żądań”. W papierach Downing Street są dwie notatki ostrzegające premier przed taką percepcją.
Brytyjczycy nie stronili od wspierania ułomnych prób reform podejmowanych przez PZPR w końcówce lat 80. W lutym 1988 r. po Polsce jeździła delegacja brytyjskich biznesmenów w eskorcie wiceministra handlu i przemysłu Roberta Atkinsa, który donosił potem pani Thatcher: „W toku naszych rozmów pojawiło się wiele konkretnych możliwości”, choć dodawał, że „wdrożenie i skuteczność reform są niepewne”.