1.
W czerwcu 1970 r. uczniowie z liceum Newton North w stanie Massachusetts zaprosili na zakończenie roku szkolnego nauczyciela z sąsiedztwa. Był nim 48-letni Howard Zinn, historyk z Uniwersytetu Bostońskiego. Już szeroko znany, lecz nie jako uczony, tylko doradca ruchu na rzecz równouprawnienia czarnoskórych i jeden z liderów protestów przeciwko wojnie w Wietnamie. Weterani wojenni z okolicy wezwali do bojkotu uroczystości, burmistrz zapowiedział, że nie wejdzie na podium z tak niepatriotycznym osobnikiem, a dyrektor liceum zażądał wycofania zaproszenia.
Zinn był gotów zrezygnować, lecz licealiści zrobili plebiscyt: większość opowiedziała się za utrzymaniem zaproszenia. Uczniowie postawili się władzy w mieście, w szkole i w domu – jak nigdy wcześniej i już nigdy potem.
Dzień przed uroczystością żona Zinna, Roz, odebrała telefon z pogróżką: Powiedz mężowi, że dwaj moi chłopcy szykują w garażu bombę na jutro.
Jedyną bombą następnego dnia były słowa Zinna. O tysiącach amerykańskich chłopców ginących w niesprawiedliwej wojnie w Wietnamie i o prawie młodych do odmowy w niej uczestnictwa. Grupki oburzonych rodziców i uczniów wychodziły w trakcie przemówienia, a ci, co pozostali – przytłaczająca większość – nagrodzili mówcę owacjami. Zinn wypowiedział to, co czuli, choć nie umieli wyrazić pod presją patriotycznego szantażu polityków i szanowanych obywateli miasta.
Nie pierwszy raz Zinn znalazł empiryczny argument za swoimi przekonaniami: że edukacja zamknięta w klasie czy sali uniwersyteckiej służy kolejnym pokoleniom jedynie w odnalezieniu swojego miejsca w nienaruszalnym status quo.