Więźnia sen o nowej Warszawie
Jak więziony Hermann Field stolicę projektował...
Wyciągnął z siennika kilka słomek i rozszczepił je na pasemka różnej długości i grubości. Służyły do przedstawienia linii. Podłogę pomieszczenia zapełniać zaczęły wyimaginowane słomkowe ulice, parkingi, nierówności terenu. Niskie budynki zaznaczał skrawkami papieru toaletowego, a wysokie malował na szaro warstwą tynku zeskrobanego ze ścian. Tereny zielone oznaczał sieczką, a grudkami tynku fontanny, place zabaw, ścieżki. Szczególnie monumentalne punkty planu akcentował bryłkami rzeźbionymi z ugniecionego chleba. Patrzył na swoje dzieło z wysokości kibla, który służył mu za krzesło. Pracował ukradkiem całe przedpołudnia, gdy z zewnątrz docierało do piwnicznej celi nieco dziennego światła. Projektował w wyobraźni plan urbanistyczny centrum Warszawy.
Hermann Field tkwił w tej mrocznej piwnicy od paru miesięcy. Śledztwo niemal wygasło. Nie wzywano go już na przesłuchania, nie znał swego dalszego losu. Pozostawiony sam sobie, pozbawiony książek, gazet, przyborów do pisania, nieznający polskiego, odcięty od świata architekt rozpaczliwie szukał sposobu zajęcia umysłu i ocalenia przed popadnięciem w szaleństwo. Po latach wspominał: „Stopniowo odkryłem, że papier i ołówek nie są koniecznie potrzebne, że faktycznie przyczyniają się do przedwczesnego skostnienia pomysłów i gry wyobraźni. Spoglądałem na odbudowane miasto, widziałem je zaludnione, w czasie śnieżnych zawiei, w księżycowe noce, w gorące sierpniowe popołudnie. Mieszkałem w nim, podziwiając jego nowe piękno, obserwowałem, jak bez przeszkód odbywa się ruch uliczny. Widziałem Warszawę 1965 r., miejsce, gdzie życie będzie spokojne, twórcze, wolne, wreszcie miasto przyjazne człowiekowi”.
Ta historia może mieć kilka początków. Jeden umieśćmy np. w sierpniu 1949 r. Tamtego lata Hermann Field przyjechał z USA do Londynu z żoną i dwoma synami i tu został zawiadomiony przez bratową o zniknięciu w czeskiej Pradze przed paroma miesiącami jego starszego brata.