Po opowieść o wiarołomstwie Zachodu prezydent Władimir Putin po raz pierwszy sięgnął w styczniu 2007 r. na konferencji bezpieczeństwa w Monachium, mówiąc, że rozszerzenie NATO na wschód w 1999 r. było „poważną prowokacją, która zmniejszyła wzajemne zaufanie. Mamy prawo zapytać: przeciwko komu jest wymierzona? I co z tymi zapewnieniami, które nasi zachodni partnerzy dawali nam w czasie rozwiązywania Układu Warszawskiego?”. Świadkiem koronnym miał być Manfred Wörner, były sekretarz generalny NATO, który 17 maja 1990 r. w czasie konferencji 2+4, na której dwa państwa niemieckie i cztery mocarstwa okupacyjne ustalały międzynarodowe ramy jednoczenia Niemiec, miał powiedzieć: „Mocne gwarancje bezpieczeństwa daje ZSRR fakt, że nie zamierzamy kwaterować wojsk NATO poza terytorium Republiki Federalnej”.
Wörner to rzeczywiście powiedział. Ale po pierwsze, w maju 1990 r. Układ Warszawski jeszcze istniał i otoczenie Gorbaczowa nie wyobrażało sobie, by się miał niebawem rozpaść. Po drugie, sekretarz generalny NATO nie miał kompetencji dawania komukolwiek obietnic w tej sprawie. Po trzecie, przedmiotem konferencji 2+4 były warunki jednoczenia Niemiec, a nie losy NATO – tłumaczy prof. Stefan Creutzberger z Uniwersytetu Rostockiego, autor dokumentacji sporu, opublikowanej niedawno w miesięczniku „Osteuropa”. Rozmowy utknęły wówczas w martwym punkcie. Spór toczył się o członkostwo zjednoczonych Niemiec w NATO. Ale 31 maja, po waszyngtońskich rozmowach z George’em Bushem, Gorbaczow zgodził się, że Niemcy mają w tej sprawie prawo decyzji. A w swej książce „Jak doszło do zjednoczenia Niemiec” tłumaczy, że nie domagał się od zachodnich partnerów pisemnych gwarancji dlatego, że wtedy rozszerzanie NATO na kraje Europy Środkowo-Wschodniej nie wchodziło w rachubę.