Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Historia

Klasa luks

Luksemburg: najbardziej wpływowe państwo Europy

Miasto Luksemburg Miasto Luksemburg Religious Images/UIG / Getty Images
Czy półmilionowe państwo może odgrywać kluczową rolę na arenie międzynarodowej? Dzieje Luksemburga pokazują, że tak.
Wielki książę Luksemburga Jan z wielką księżną Józefiną Charlottą, 2000 r.James Whatling/UK Press/Getty Images Wielki książę Luksemburga Jan z wielką księżną Józefiną Charlottą, 2000 r.
Minister spraw zagranicznych Joseph Bech podpisuje traktat powołujący NATO, 1949 r.Thomas D. McAvoy/The Life Picture Collection/Getty Images Minister spraw zagranicznych Joseph Bech podpisuje traktat powołujący NATO, 1949 r.
Jean-Claude Juncker - wybrany na szefa Komisji Europejskiej.Wolfgang von Brauchitsch/Getty Images Jean-Claude Juncker - wybrany na szefa Komisji Europejskiej.

Na ostatniej prostej był jeszcze ojciec z Wehrmachtu. Luksemburski polityk Jean-Claude Juncker to przecież syn robotnika, który w czasie II wojny światowej przymusowo założył mundur niemieckiej armii. Sprawę odgrzał brytyjski tabloid „The Sun”, ale unijni liderzy tylko wzruszyli ramionami. 27 czerwca Juncker uzyskał nominację na szefa Komisji Europejskiej.

Jest już trzecim Luksemburczykiem na tym wpływowym stanowisku. Trzech szefów komisji nie mieli nawet Niemcy czy Francuzi. Wielkie księstwo liczy niewiele ponad pół miliona dusz, a przy podziale europejskich stanowisk znów dostaje największy kawałek tortu. Jak oni to robią?

Między Francją a Prusami

Były już czasy, kiedy Luksemburgowie (władający od 1070 r. w hrabstwie Limburgii, a od 1247 r. w hrabstwie Luksemburga) zakładali cesarską koronę i zasiadali na tronach kilku krajów Europy (Czechy, Brandenburgia, Węgry). To jednak XIV i XV w. Później dynastia wygasła. Pozostał za to starszy od niej luksemburski zamek na skale, od którego wzięły nazwę najpierw miasto, a potem całe państwo. (Burg to zamek, gród; pierwszy człon może zaś wywodzić się od staroniemieckiego luzzil – mały, lub letze – umocniony klif).

Wielkie księstwo, które istnieje do dziś, powstało w 1815 r. – w unii personalnej z Królestwem Niderlandów i z pruskim garnizonem na swoim terytorium. W 1867 r. europejskie mocarstwa wspólnie udzieliły małemu Luksemburgowi gwarancji granic. Księstwo miało się stać państwem „wiecznie neutralnym”. Wciśnięte między Francję i Prusy, było jednak zakładnikiem konfliktu dwóch potężnych sąsiadów. Przez Luksemburg wiodła droga na Paryż i armie niemieckie dwukrotnie z niej skorzystały.

Najpierw w trakcie I wojny światowej. 2 sierpnia 1914 r. kajzerowska armia zajęła księstwo w ciągu kilku godzin. Miejscowe władze zdążyły jedynie wydrukować i rozkleić kilka plakatów z protestem przeciwko pogwałceniu neutralności. Skromne wojsko nie stawiło nawet symbolicznego oporu. Podobnie było ćwierć wieku później. Rankiem 10 maja 1940 r. Wehrmacht bez problemu poradził sobie z zasiekami na granicy, a ochotnicza kompania luksemburska nawet nie ruszyła się z koszar. Na południu pojawiły się wojska francuskie, ale szybko się wycofały.

Nowa niemiecka okupacja okazała się znacznie brutalniejsza niż poprzednia. Luksemburg został wcielony do Rzeszy i miał być zgermanizowany, co oznaczało m.in. tępienie popularnego tu języka francuskiego. „Przestępstwem stało się nawet odruchowe »merci« czy »pardon«” – pisze w książce „Historia małych krajów Europy” prof. Józef Łaptos. Były aresztowania, zsyłki do obozów koncentracyjnych, egzekucje. Młodych mężczyzn, takich jak ojciec Junckera, całymi rocznikami wcielano do Wehrmachtu i wysyłano na front wschodni. Proporcjonalnie do liczby mieszkańców straty Luksemburczyków w II wojnie światowej należały do największych. Nic dziwnego, że we wrześniu 1944 r. Amerykanie byli tu witani jak zbawcy. Wraz z aliantami pojawił się książę Jan – następca tronu, który z emigracji wrócił w mundurze oficera słynnego brytyjskiego regimentu Irish Guards.

Odrodzone księstwo zerwało z polityką neutralności. Wprowadzono obowiązkową służbę wojskową. W 1949 r. Wielkie Księstwo Luksemburga było wśród pierwszych sygnatariuszy Paktu Północnoatlantyckiego. Wcześniej ruszyły procesy przeciwko kolaborantom i niemieckim zbrodniarzom wojennym. Żołnierze luksemburscy wzięli nawet udział w okupacji Niemiec! Nie mieli co prawda własnej strefy okupacyjnej, ale przez dziesięć lat stacjonowali na terenie francuskiej.

Czasem żartuje się, że Luksemburczycy wciąż nie cierpią Niemców, ale stale oglądają niemiecką telewizję, czytają niemieckie gazety i o tym, co się dzieje u wschodniego sąsiada, wiedzą więcej niż o własnym kraju. Nie cierpią – to chyba jednak za dużo powiedziane. Jean-Claude Juncker wspominał, że ojciec już we wczesnych latach zabierał go do RFN i wychowywał bez wpajania nienawiści do Niemiec.

Tamto wojenne pokolenie Luksemburczyków błyskawicznie zrozumiało, że tylko jedność Starego Kontynentu może zapobiec kolejnym krwawym konfliktom. Tej zaś nie wyobrażano sobie bez pojednania dwóch wielkich sąsiadów. Gdy w maju 1950 r. Robert Schuman, francuski minister spraw zagranicznych (Luksemburczyk z urodzenia!), przedstawił projekt wspólnego, ponadnarodowego rynku surowców, władze wielkiego księstwa od razu przyklasnęły pomysłowi. Tak rodziła się Europejska Wspólnota Węgla i Stali – jedna z poprzedniczek Unii Europejskiej.

Od tej pory Luksemburczycy zawsze byli w pierwszym szeregu integracji. Wszystko jedno, czy chodziło o wprowadzenie wspólnego rynku, zniesienie regularnych kontroli granicznych czy przyjęcie wspólnej waluty. Luksemburg gorąco popierał nawet te projekty, które ostatecznie poniosły fiasko, jak Europejska Wspólnota Obronna czy eurokonstytucja.

Przymus integracji

Za prekursora integracji europejskiej uważany jest niekiedy luksemburski przemysłowiec Emil Mayrisch (1862–1928), współtwórca międzynarodowego kartelu producentów stali. Krytycy wytykają mu jednak, że kierował się wyłącznie własnym interesem i nie w głowie mu były idee pojednania narodów.

Europejska Wspólnota Węgla i Stali w znacznym stopniu również była projektem z rozsądku. Luksemburczykom dawała wolny dostęp do węgla z Zagłębia Ruhry. Otwierała też dla wyrobów ich przemysłu hutniczego rynki zachodnioniemiecki i francuski. W tym wszystkim od początku chodziło jednak o coś więcej – o to, by uczynić wojnę w Europie ekonomicznie nieopłacalną. Gdy politycy RFN i Francji myśleli jeszcze w kategoriach utraconej mocarstwowości, ci z małego Luksemburga lepiej rozumieli ograniczenia państw narodowych.

Dla obywateli wielkiego księstwa integracja nie była zresztą ­niczym nowym. Już w XIX w. ich kraj przystąpił do Niemieckiego Związku Celnego, a w okresie międzywojennym łączyła go unia gospodarcza z Belgią. Jeszcze w 1944 r. rządy Belgii, Luksemburga i Holandii porozumiały się w sprawie unii celnej, a z czasem – wspólnej polityki handlowej. Powstały w ten sposób Beneluks stał się – jak to ujął prof. Kazimierz Łastawski – „poligonem doświadczalnym i promotorem” integracji zachodniej Europy.

Mogło się wydawać, że w powiększającej się wspólnocie europejskiej głos Luksemburga będzie niesłyszalny. Tak się jednak nie stało także dzięki temu, że luksemburscy politycy potrafili wytargować dla swojego kraju przyzwoitą pozycję. Jeszcze w połowie lat 80. księstwo miało dwa głosy w Radzie Wspólnot Europejskich. Wielokrotnie większe RFN, Francja, Wielka Brytania i Włochy – po dziesięć. „Czysto matematycznie znaczy to, że 365 000 Luksemburczyków ma taką samą siłę głosu jak 12 mln Niemców albo 10 mln Francuzów” – wskazywał niemiecki polityk Karl Carstens. W liczącej 28 państw Unii Europejskiej tak uprzywilejowanej pozycji nie dało się już zachować. Nadal jednak Luksemburg jest nadreprezentowany w rozmaitych unijnych instytucjach.

Ceniony pośrednik

Mocna pozycja Luksemburga długo była zasługą jednego człowieka. Joseph Bech (1887–1975), dwukrotny premier księstwa i przez prawie 33 lata (!) minister spraw zagranicznych, krótko po wojnie był jednym z głównych architektów integracji europejskiej i euroatlantyckiej. Jego podpis widnieje na traktatach powołujących NATO (1949 r.), Europejską Wspólnotę Węgla i Stali (1951 r.) czy Europejską Wspólnotę Gospodarczą (1957 r.).

Mówiono, że premier księstwa miał talent polityczny na miarę Winstona Churchilla. „Bech mógłby być mężem stanu jakiegokolwiek kraju zamiast jednego z najmniejszych państw w Europie” – pisał o nim jeszcze przed wojną Kanadyjczyk Thomas Guerin, autor książki „Caps and Crowns of Europe” (Czapki i korony Europy). Zdaniem Guerina Bech miał w sobie tyle entuzjazmu i poświęcenia, „jak gdyby Luksemburg był wielkim i dobrze prosperującym imperium”.

Przez kilka dekad ten wąsaty polityk zasiadał przy stole negocjacyjnym z wielkimi tego świata – i wielcy liczyli się z jego zdaniem. Tak było w 1954 r., gdy upadł projekt Europejskiej Wspólnoty Obronnej i integracja europejska znalazła się w impasie. Bech, kanclerz RFN Konrad Adenauer i belgijski polityk Paul-Henri Spaak spotkali się w lobby ekskluzywnego londyńskiego hotelu Claridge’s, by przy whisky obmyślać sposób wyjścia z kryzysu. Kilka miesięcy później Republika Federalna Niemiec została przyjęta do NATO. Potem była jeszcze przełomowa konferencja mesyńska – też z udziałem Becha. Droga do wspólnego europejskiego rynku stanęła otworem.

Bech, prawnik z wykształcenia, był tak wpływowy głównie dzięki temu, że potrafił znakomicie godzić Niemców i Francuzów. Podobny talent wykazał po latach Juncker. Choćby na unijnym szczycie w Dublinie w 1996 r., gdy spór toczył się o warunki wprowadzenia wspólnej europejskiej waluty. Siłą Luksemburga stało się właśnie umiejętne odgrywanie roli pośrednika między Berlinem i Paryżem. Roli, do której wielkie księstwo – leżące na styku kultur germańskiej i romańskiej – jest wręcz predysponowane. Juncker płynnie zna francuski i niemiecki, co znacznie ułatwia poruszanie się po europejskich salonach. W Luksemburgu ta umiejętność nie dziwi, bo oba języki mają status urzędowych.

Gdy powstawała Wspólnota Węgla i Stali, pojawiło się pytanie, gdzie mają się ulokować europejskie instytucje. Francuzi w żadnym wypadku nie chcieli, by było to miasto niemieckie. Niemcy nie chcieli słyszeć o francuskim. Stolica Luksemburga okazała się miejscem, które dla wszystkich było do przyjęcia (księstwo jeszcze nieraz skorzysta w przypadku podobnego pata).

Prowincjonalne miasto stało się – jak pisał Jean Monnet – „centrum Europy”. Wysoka Władza – organ wykonawczy EWWiS – zajęła biura w budynku kolei. Trybunał Sprawiedliwości ulokował się w willi Vauban. I tylko miejscowy arcybiskup był ponoć bardzo niezadowolony, przewidując napływ do tego katolickiego kraju tysięcy protestantów.

Dziś najważniejsze instytucje Unii Europejskiej mieszczą się w Brukseli. To tu – na 13 piętrze gmachu Berlaymont – urzęduje przewodniczący Komisji. W Luksemburgu wciąż jednak mają siedzibę Trybunał Sprawiedliwości, Trybunał Obrachunkowy, Europejski Bank Inwestycyjny czy sekretariat Parlamentu Europejskiego. To w dużej mierze dzięki temu stolica księstwa jest jednym z najbardziej kosmopolitycznych miast Starego Kontynentu. Dla euroentuzjastów przykład Luksemburga to koronny dowód na to, że zjednoczona Europa daje stabilność i dobrobyt. Zamożność księstwa jest bezdyskusyjna. Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego Luksemburg osiąga dziś najwyższy na świecie PKB na mieszkańca, wyprzedzając nawet bogate w surowce Norwegię i Katar. Z zacofanego kraju rolniczego księstwo przeobraziło się najpierw w państwo uprzemysłowione – z gospodarką opartą na metalurgii – by potem postawić na finanse i bankowość.

Oazą stabilności księstwo mogło się wydawać już przed wojną. I tak pozostało. Wciąż obowiązuje tu konstytucja z 1868 r. Przez dziesięciolecia – aż do grudnia ubiegłego roku – było niemal regułą, że szefa rządu wyznacza partia chadecka. Kryzysy gabinetowe? Nic z tych rzeczy. Pierre Dupong był premierem przez 16 lat, Pierre Werner – przez 15 i ponownie 5, Jean-Claude ­Juncker – nieprzerwanie przez prawie 19 lat. Bogate rządowe doświadczenie to zaś duży atut na drodze do kariery w Europie.

Polityka 38.2014 (2976) z dnia 16.09.2014; Historia; s. 59
Oryginalny tytuł tekstu: "Klasa luks"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną