Polska Rzeczpospolita Ludowa odeszła; można powiedzieć, że każdego roku po 1989 odchodzi coraz bardziej bezpowrotnie w przeszłość. Ale jednocześnie PRL jest silnie obecna we współczesnej polityce historycznej, jest bez przerwy przywoływana i rozliczana. Ostatnio choćby z okazji śmierci generała Wojciecha Jaruzelskiego.
Zdawałoby się, że 25 lat po likwidacji PRL komfort dyskutowania, rozprawiania i rozmawiania o tamtej Polsce powinien się zwiększać, a jej znajomość powinna być coraz szersza i głębsza, także bardziej subtelna i zniuansowana. Niestety, tak się nie dzieje. Ta rozmowa – jak wiele innych – została zerwana wraz z narastaniem wojny polsko-polskiej, zastąpiona próbą narzucenia jedynie słusznej – i dość karykaturalnej – interpretacji.
Olbrzymią negatywną rolę odgrywa tu Instytut Pamięci Narodowej, ta szczególna instytucja do uprawiania historii, która od lat wpisuje się bardzo aktywnie w konstruowanie stereotypów. Rzecz w tym, że mimo wielu wartościowych publikacji Instytutu, to, co IPN wystawia do swojej witryny, poprzez konferencje, wystawy, całą działalność propagandową i publiczną, poprzez aktywność swojego prezesa, który wchodzi w rolę czynnego gracza politycznego (choćby w sprawie miejsca i ceremoniału pochówku generała Jaruzelskiego), wydatnie przykłada się do wykoślawionego i zideologizowanego obrazu PRL.
Jego znakami są wszelkie akcje i publikacje skoncentrowane przede wszystkim na zbrodniach stalinowskich, na kulcie żołnierzy wyklętych, których prezentuje się nadzwyczaj jednowymiarowo (przypomnijmy publikacje dotyczące rotmistrza Pileckiego). Tak intensywnie, że dla przeciętnego odbiorcy Polska Ludowa przez cały okres swojego istnienia i trwania ma postać wyłącznie stalinowską, z tych wczesnych lat 50., a więc zbrodniczą, straszną. Według dominującej dziś narracji. Ten stalinowski rys miał towarzyszyć PRL już do końca, właściwie nigdy nie zanikł, bo był istotą tamtego systemu.