Wielowiekowa dominacja Kartagińczyków na Morzu Śródziemnym skończyła się 10 marca 241 r. p.n.e., kiedy flota rzymska rozgromiła armadę punicką w bitwie koło Wysp Egadzkich. Wynik starcia przyczynił się do szybkiego zakończenia toczącej się od ponad 20 lat pierwszej wojny punickiej i zmusił Kartaginę do pogodzenia się z utratą Sycylii oraz koniecznością wypłacenia Rzymianom wysokiego odszkodowania. Oznaczał także początek rzymskiej hegemonii w basenie Morza Śródziemnego.
Bitwa w pobliżu wyspy Levanzo trwała zaledwie kilka godzin. Według kronikarzy, licząca 250 okrętów flota punicka wypłynęła wczesną wiosną, gdyż Kartagińczycy liczyli, że Rzymianie nie odważą się na atak na wciąż jeszcze niespokojnym morzu. Okręty pełne były zaopatrzenia dla wojska broniącego się na Sycylii. Miały być gotowe do walki po dostarczeniu ładunku i zaokrętowaniu żołnierzy. Ale gdy flota punicka w pobliżu egadzkiej wyspy Marettimo złapała wreszcie pomyślny wiatr w kierunku Sycylii – na jej kursie pojawiło się 200 rzymskich okrętów pełnych wojska. Nieprzygotowani do walki Kartagińczycy nie mieli szans. Według Polibiusza (II w. p.n.e.) Rzymianie zdobyli 70 punickich okrętów, a 50 zatopili, Diodor Sycylijski (I w. p.n.e.) napisał o 20 galerach, które wpadły w ręce Rzymian, i 97, które posłali na dno. Rzymianie zwyciężyli, ale nie wyszli z walki bez szwanku – 30 ich jednostek zatonęło, a aż 50 wymagało naprawy. Nic dziwnego, że starcie to uznaje się za jedną z najbardziej krwawych bitew morskich starożytności.
Tarany prawdy
Przebieg tej przełomowej bitwy i konstrukcję biorących w niej udział okrętów znamy jedynie z tekstów i ikonografii, bo na dnie Morza Śródziemnego bardzo trudno znaleźć jakiekolwiek wraki, ze względu na świdraki okrętowce, żywiące się materiałami organicznymi. Miejsce bitwy koło Wysp Egadzkich zapewne nadal byłoby nieznane, gdyby nie archeolodzy podwodni z Soprintendenza del Mare i RPM Nautical Foundation, którzy w 2005 r. rozpoczęli poszukiwania wokół wyspy Levanzo.
Rezultaty pierwszych sezonów badań były rozczarowujące, dopiero informacje sycylijskich nurków o leżących na dnie morza ołowianych jarzmach kotwic i brązowym hełmie, znalezionych przy północno-zachodnim wybrzeżu Sycylii na wysokości Trapani, naprowadziły badaczy na właściwy trop. Dzięki podpowiedziom archeolodzy zlokalizowali pobojowisko o powierzchni ok. 5 km kw. i w ostatnim okresie wydobyli z głębokości 40–120 m wiele obiecujących zabytków. Najważniejszymi znaleziskami jest 50 jarzm kotwic oraz 11 brązowych taranów montowanych na dziobach okrętów tuż poniżej linii wody, by przebijały burty wrogich galer. O wadze odkrycia świadczy fakt, że dotychczas w basenie Morza Śródziemnego znaleziono jedynie trzy takie tarany.
Do przeszukiwania dna zastosowano nowoczesną technikę – wielowiązkowe sonary i podwodnego robota, który weryfikował odczyty i pomagał zlokalizować wraki, broń, pancerze i hełmy. Według Jeffreya Royala z RPM Nautical Foundation konstrukcja taranów z brązu sugeruje, że nie były one jedynie bronią ofensywną, ale miały też wzmacniać konstrukcję dziobu okrętu. Poza tym archeolog jest przekonany, że odkrycie tak dużej liczby taranów pomoże przy rekonstrukcji wyglądu oraz metod i kosztów budowy okrętu. Natomiast laboratoria University of Nottingham zajmują się analizą osadów z amfor przewożonych na okrętach, co pozwoli dowiedzieć się, z czego składał się prowiant dla wojsk punickich. Przebadanie całego pobojowiska i wydobytego materiału potrwa pewnie jeszcze wiele lat. Ale już teraz wiadomo, że dla badaczy zajmujących się historią morskich zmagań to prawdziwa gratka, gdyż po raz pierwszy udało się nie tylko znaleźć miejsce starożytnej bitwy, ale i wydobyć pozostałości materialne, które wzbogacą naszą wiedzę.
Przez błękit rozmyte
Badanie podwodnych pobojowisk to duże wyzwanie. Zawiodły już pierwsze w historii archeologiczne poszukiwania podwodne, które miały na celu odnalezienie wraków okrętów zatopionych w czasie bitwy pod Salaminą. Zorganizowane w 1885 r. badania zakończyły się fiaskiem, bo wyciągnięte z wody pojedyncze obiekty nie miały wiele wspólnego ze zmaganiami floty greckiej z perską 28 września 480 r. p.n.e. Stało się jasne, że informacja o miejscu bitwy morskiej nie wystarcza, by znaleźć pobojowisko. Nieudane były też poszukiwania miejsca bitwy pod Akcjum, gdzie 2 września 31 r. p.n.e. flota Oktawiana Augusta pokonała armadę Marka Antoniusza i Kleopatry. Archeolodzy przeczesujący w latach 90. dno morskie przy wybrzeżu greckim na wysokości Zatoki Ambrakijskiej nie natrafili na żaden z 60 zatopionych okrętów. Wyciągnięto jedynie kilka okrągłych kamieni, które mogły być pociskami do katapult.
Problemy z odnalezieniem podwodnych pobojowisk w basenie Morza Śródziemnego dotyczą też bitew średniowiecznych i nowożytnych. Na razie nie znaleziono materialnych pozostałości po rozegranej 7 października 1571 r. bitwie pod Lepanto – jednym z najkrwawszych i najważniejszych starć morskich w historii, w którym flota europejska wyhamowała ekspansję morską imperium osmańskiego. Poszukiwania w Zatoce Patraskiej, na zachód od portu Nafpaktos (przez Wenecjan zwanego Lepanto), prowadzono w latach 70. Do dziś nie natrafiono na żaden wrak, co tłumaczone jest ukształtowaniem dna morskiego i osadami naniesionymi przez rzekę Acheloos.
Najłatwiej za taki stan rzeczy winić świdraki, ale główną przyczyną niepowodzeń są specyficzne warunki panujące w wodzie. – Podczas bitwy lądowej wystrzelony pocisk zostaje tam, gdzie upadł i łatwo go znaleźć za pomocą wykrywacza metali – tłumaczy dr Bartosz Kontny, archeolog podwodny z Uniwersytetu Warszawskiego. – W morzu w zasadzie nie jest możliwe dokładne przeczesanie dna na większych głębokościach, w dodatku detektory podwodne są mniej czułe niż ich lądowe odpowiedniki. Poza tym sytuacja na wodzie jest znacznie bardziej dynamiczna – pozycja tonącego okrętu często ma się nijak do miejsca, w którym go znajdujemy. Zniszczony okręt może od razu zatonąć, opadając stępką w dół, może przełamać się, ale może też wywrócić się do góry dnem i dryfować, oddalając się od miejsca katastrofy.
Badanie morskie podwodnych pobojowisk to arcytrudne zadanie, a próba odczytania taktycznych manewrów na podstawie znalezionych na dnie morza resztek może się udać tylko w wyjątkowych okolicznościach. Tak jak w przypadku bitwy pod Abukir, w której flota angielska dowodzona przez admirała Nelsona rozgromiła francuską.
W zaciszu zatoki
1 sierpnia 1798 r. flota Napoleona cumowała przy wybrzeżu Egiptu w Zatoce Abukir, u ujścia Nilu, gdy z zaskoczenia zaatakowały ją okręty brytyjskie. W starciu Anglicy zdobyli dziewięć jednostek francuskich, a cztery zatopili – szczątki tych okrętów przetrwały do naszych czasów. Wieloletnie badania pozwoliły na stworzenie podwodnej mapy Zatoki Abukir, pokazującej pozycje wszystkich okrętów. Okazało się, że obok flagowego okrętu Napoleona „Orient” – ze 120 działami i o wyporności 2700 ton – na dnie leżały dwie fregaty. Jedna zatonęła w wyniku ostrzału, drugą, uszkodzoną przez Anglików, podpalili Francuzi, by nie wpadła w ręce wroga. „Orient” eksplodował później, w szczytowej fazie bitwy.
Największym osiągnięciem archeologów było ustalenie nieznanych dotąd okoliczności zatopienia „Orientu”. Analiza szczątków okrętu rozrzuconych na obszarze ponad pół kilometra kw. dowiodła, że zniszczyła go nie jedna, jak dotąd zakładano, lecz dwie eksplozje. O rozmieszczeniu mniejszych jednostek francuskich świadczyła lokalizacja siedmiu kotwic znalezionych w pobliżu szczątków „Orientu”. Ich załogi odcięły liny kotwic, by jak najszybciej odpłynąć od płonącego okrętu. Poza tym wydobyto też działa, broń palną i amunicję oraz przedmioty codziennego użytku.
Wśród znalezisk są tysiące ołowianych czcionek z prasy drukarskiej, którą Bonaparte kazał wziąć ze sobą na wyprawę do Egiptu, by sprawniej rozpowszechniać wiadomości o swoich dokonaniach. Poza tym na dnie zatoki znaleziono monety francuskie oraz maltańskie, tureckie, weneckie, hiszpańskie i portugalskie, stanowiące część skarbu maltańskiego wziętego przez Napoleona do Egiptu. Fakt, że na dnie Zatoki Abukir zachowało się tak wiele pozostałości okrętów i ich wyposażenia, ma dwie przyczyny – po pierwsze, bitwa rozegrała się stosunkowo niedawno, po drugie, w zacisznej zatoce panowały wyjątkowo sprzyjające warunki.
– Podwodne badania rzeczywiście mogą potwierdzić, że eksplozje miały miejsce w czasie bitew, tak jak w przypadku „Orientu” czy szwedzkiego „Solena”, wysadzonego w trakcie bitwy pod Oliwą w 1627 r. Poza tym archeolodzy mogą też ustalić, jakich armat i pocisków używano w czasie bitwy, co uzupełnia informacje na temat wyposażenia okrętów – tłumaczy dr Kontny.
Najciekawszym pobojowiskiem badanym na Bałtyku jest Zatoka Wyborska. 4 lipca 1790 r. doszło w niej do bitwy między flotą rosyjską i szwedzką, uznawanej za jedno z największych starć morskich w historii. Współcześni nurkowie zlokalizowali tam sześć zatopionych jednostek, ale dotychczas nie powstała publikacja, która dawałaby pojęcie o przebiegu batalii.
Niewykluczone, że na dnie Bałtyku znajdują się setki wraków okrętów zatopionych w wyniku działań wojennych. Niestety, ich badanie jest kłopotliwe i żmudne (w Bałtyku nurkowie pracują od maja do września), a tym samym bardzo kosztowne. W 2010 r. Szwedzka Rada do spraw Dziedzictwa Narodowego ogłosiła, że na trasie budowy gazociągu natrafiono na 12 nowych wraków (dokładnej lokalizacji nie ujawniono ze strachu przed rabusiami). Do dziś nie wiadomo nawet, czy są to okręty z różnych epok, czy też pobojowisko po bitwie morskiej, bo nikt nie odważył się podjąć w tym miejscu badań.
Gdy wraki się nie zachowują – badacze są rozczarowani, ale gdy zostają zlokalizowane, natychmiast pojawiają się inne problemy. Eksploracja podwodnych pobojowisk, choć ekscytująca, na razie wygląda na pieśń przyszłości. Morza i oceany niechętnie odkrywają swoje tajemnice. Przy wszystkich kłopotach odkrycie koło Wysp Egadzkich wydaje się szczęśliwym i obiecującym wyjątkiem.