Historia

Obrona pułkownika Kuklińskiego

Krzysztof Piesiewicz o obronie pułkownika Kuklińskiego

Pierwsza wizyta płk. Ryszarda Kuklińskiego w wolnej Polsce, 1998 r. Pierwsza wizyta płk. Ryszarda Kuklińskiego w wolnej Polsce, 1998 r. Czarek Sokołowski / AP
Fragment rozdziału z wywiadu rzeki z Krzysztofem Piesiewiczem „Skandalu nie będzie” o tym, jak przebiegała obrona oskarżonego w czasach PRL o zdradę płk. Ryszarda Kuklińskiego przed polskimi sądami w połowie lat 90. Książka ukaże się 21 października.
Ostatnia legitymacja żołnierza zawodowego płk. Kuklińskiego.Wikipedia Ostatnia legitymacja żołnierza zawodowego płk. Kuklińskiego.
Krzysztof Piesiewicz – adwokat, scenarzysta filmowy i wieloletni senator.Tadeusz Późniak/Polityka Krzysztof Piesiewicz – adwokat, scenarzysta filmowy i wieloletni senator.

Michał Komar: – W jaki sposób zostałeś obrońcą płk. Ryszarda Kuklińskiego?
Krzysztof Piesiewicz: – Pod koniec grudnia 1994 r. Zbigniew Herbert napisał apel w sprawie przywrócenia płk. Kuklińskiemu pełni praw obywatelskich. Rzecz została opublikowana na łamach „Tygodnika Solidarność” w pierwszym numerze 1995 r.

Obok Herberta ten apel podpisali między innymi: Piotr Andrzejewski, Mirosław Chojecki, Maciej Jankowski, Stefan Jurczak, Krzysztof Kąkolewski, Marek Nowakowski, Kazimierz Orłoś, Bohdan Pociej, Zofia i Zbigniew Romaszewscy, Jacek Trznadel oraz Krzysztof Piesiewicz.
Takich apeli było więcej. Wkrótce dowiedziałem się, że I prezes Sądu Najwyższego nosi się z zamiarem wniesienia rewizji nadzwyczajnej na korzyść płk. Kuklińskiego. Stało się to 30 marca 1995 r. Stan prawny sprawy był taki: 23 maja 1984 r. płk Kukliński został skazany na karę śmierci, potem na podstawie amnestii z 1990 r. karę śmierci zamieniono na 25 lat pozbawienia wolności. Kuklińskiemu zostałem polecony przez Andrzeja Gelberga, redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność”. Mój przyszły klient zatelefonował do Herberta, ten dobrze o mnie mówił. W końcu Kukliński zadzwonił do mnie. Powiedział, że chce mi udzielić pełnomocnictwa do obrony. Natychmiast się zgodziłem.

Dlaczego?
Powinność adwokacka. W takich momentach nie należy się długo zastanawiać.

Byłeś jego jedynym pełnomocnikiem?
W sprawie stawali także Jacek Taylor i Piotr Dewiński, który od kilku lat zajmował się sprawami majątkowymi Kuklińskiego. Poszedłem do Sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego na ul. Nowowiejską, by zapoznać się z aktami. Intuicja mi podpowiadała, że niczego tam nie będzie. Prawie niczego. I rzeczywiście, w tych kilku tomach znalazłem raporty dotyczące zakupu przez mego klienta mebli w Swarzędzu, notatkę, że jakiś pułkownik ze Sztabu Generalnego wyjechał na urlop do Jugosławii i nie wrócił, opis koligacji rodzinnych oraz zdjęcie kurtki mundurowej, z kieszeni której wystaje fotografia. Zabawne!

I co na niej?
Pani uprawiająca miłość francuską z jakimś panem. Dziwne, prawda? Dowód, że Kukliński był zdemoralizowany. Tyle że co to ma wspólnego ze sprawą o szpiegostwo? No i – żeby za to od razu przyłożyć karę śmierci?

Żadnych dowodów działalności szpiegowskiej?
Zdjęcia krzaków na cmentarzu, gdzie mój klient miał zostawiać mikrofilmy z wyniesionymi dokumentami. Miał – ale czy zostawiał? Tego nie wiedziałem ani ja, ani panowie z kontrwywiadu i prokuratury wojskowej prowadzący dochodzenie w latach 80. Jedno w aktach było intrygujące, choć w luźnym związku ze sprawą rewizyjną. Mianowicie stwierdzenie, że po ucieczce czy, jak wolisz, ewakuacji Kuklińskiego z Polski, w Sztabie Generalnym WP pojawiła się grupa kontrolna z ZSRR, która uznała, że nic strasznego się nie stało. Zlekceważyli sprawę? Gen. Wacław Szklarski, w 1981 r. szef Zarządu Operacyjnego Sztabu Generalnego WP, zeznawał: „Przyjechali towarzysze radzieccy i po omówieniu szczegółów doszliśmy do wniosku, że zasadniczych zmian nie trzeba przeprowadzać”.

Podwładny płk. Kuklińskiego płk prof. dr Julian Babula pisze na łamach „Przeglądu Historyczno-Wojskowego”: „Chciałbym także zwrócić uwagę na bardzo ciekawą, moim zdaniem, okoliczność. Otóż w każdym wypadku odkrycia szpiega w tak ważnej instytucji, jaką jest sztab generalny – a zdarzały się takie wypadki – zawsze »leciały głowy«. Osoby odpowiedzialne (przełożeni) byli objęci śledztwem, a następnie sądzeni i skazywani na wieloletnie więzienie lub degradację i wydalenie z wojska. (...) Były także kary śmierci – choć dla innych pracowników – albo uprzedzające spodziewaną karę samobójstwa. W wypadku Kuklińskiego było zaś zupełnie inaczej. Po odkryciu jego szpiegowskiej działalności nie było śledztw, spraw sądowych ani kar. (...) Miałem i mam poważne trudności w zrozumieniu tych wydarzeń, a zwłaszcza zachowania się organów kierowania – cywilnych i wojskowych”.
Nie czytuję „Przeglądu Historyczno-Wojskowego”, więc nie jestem zorientowany w historii i niuansach Sztabu Generalnego WP. Natomiast wczytuję się i wsłuchuję w to, co o działalności Kuklińskiego mówili tacy ludzie, jak Jan Nowak-Jeziorański i Zbigniew Brzeziński. Tak czy inaczej, w aktach sprawy nie było twardych dowodów uzasadniających wyrok. Była kara śmierci – i to wszystko. Przygotowując się do rozprawy, powtórnie przeczytałem rewelacyjny wywiad Kuklińskiego udzielony „Kulturze” paryskiej w kwietniu 1987 r. To rzucało jakieś światło, ale nie było materiału dowodowego, spoczął na długie dziesięciolecia w archiwach służb USA. Zastanawiałem się, jak bronić.

Rewizja była oparta na koncepcji, że płk Kukliński działał w stanie wyższej konieczności.
Tę linię wybrał Jacek Taylor. Ja, po paru dniach namysłu, postanowiłem pójść innym tropem. Intuicja, znów intuicja, podpowiadała mi, że w ten sposób będę mógł przedstawić działania pułkownika w nowym świetle. Takim, które zaskoczy i prokuratora, i sąd. Zarysuje nową perspektywę. Zadzwonił pułkownik Kukliński. Ja: „Panie pułkowniku, nie będę pana bronił ze względu na stan wyższej konieczności. To zapewne będzie forsował mecenas Taylor. Pójdziemy więc dwiema ścieżkami zmierzającymi do uniewinnienia”. Kukliński: „Dlaczego nie?”. Ja: „Bo stanem wyższej konieczności broni się generał Jaruzelski”. Kukliński: „Nie mam nic do Jaruzelskiego”. Ja: „Jak to?”. Kukliński: „Nie mam nic do generała, niech tylko zacznie mówić prawdę”. Nie wprowadzałem mego klienta w szczegóły konstrukcji obrony. Nie pytał. Ufał mi.

Rozprawa odbyła się 25 maja 1995 r. Potem ktoś zażartował, że publiczność dzieliła się na trzy grupy: dziennikarzy, tajne służby RP i tajne służby USA. Być może, ale ja widziałem sporo znajomych twarzy. Prokurator podtrzymał zarzuty aktu oskarżenia z 1984 r. Stwierdził, że są niepodważalne. Ja, cóż... zapytałem o datę rozprawy. Maj 1995! W jakim kraju jesteśmy?

Mam tekst twojego wystąpienia:
„W jakim kraju jesteśmy? Jakim kierujemy się interesem? Co jest przedmiotem ochrony art. 122 kk i rozdziału XIX kk? Czy przedmiot ochrony w roku 1981 jest tożsamy z przedmiotem ochrony zawartym w tym przepisie w roku 1995? Upraszczając: czy jesteśmy dalej w PRL, czy w III Rzeczypospolitej? Czy przedmiot ochrony – używając skrótu myślowego i przenośni – ma kolor czerwony czy biało-czerwony? (…) Artykuł 2 kk mówi, że w przypadku zmiany przepisów prawa karnego, jeśli nowe przepisy są względniejsze dla sprawcy, to stosujemy przepisy nowe. Ale czy mamy do czynienia z przepisami nowymi? Tak. Historia wykuła zmianę tych przepisów. To ta historia, która obaliła mur berliński. Do tych zmian przyczyniła się w wielkiej mierze pokojowa rewolucja Solidarności i w jakimś sensie, w znaczącym szczególe, pułkownik Kukliński. Ta zmiana jest!

Ustawą z 29 grudnia 1989 roku dokonano zmiany Konstytucji PRL. Nasz kraj, państwo, otrzymuje nazwę Rzeczypospolitej Polskiej. (…) Od grudnia 1989 r. tytuł XIX rozdziału kk zmienił nazwę. Brzmi on: »Przestępstwa przeciwko podstawowym interesom RP«. To fakt normatywny. I co nas mniej interesuje tu, na sali, i w pokoju narad, fakt historyczno-polityczny. Konstytucja i jej zmiany z grudnia 1989 r. tworzą nowe zjawisko normatywne. Gdybyśmy uznali, że jest inaczej – to tym wyrokiem stwierdzimy, że zmiana konstytucji jest iluzją, formą, jest sztuką dla sztuki, jest mistyfikacją. Stwierdzilibyśmy, że RP jest kontynuacją PRL (...). Tak więc czyn, którego dopuścił się Ryszard Kukliński, dziś, w maju 1995 r., nie jest karalny. Ryszard Kukliński został skazany z art. 122, który mówił, że czynem swym godził w podstawowe interesy PRL – takiej penalizacji obecnie nie ma. Wynikają z tego proste konsekwencje procesowe z art. II kpk ustęp I w związku z art. 361 kpk. Tak więc postępowanie umarza się. (…)

W swojej 22-letniej praktyce adwokackiej nie zetknąłem się z takim miałem dowodowym. Nie ma po prostu dowodów w tej sprawie. Jak wielką kompromitacją wymiaru sprawiedliwości jest fakt, że sąd orzekający w 1984 r. wymierzył karę śmierci przy braku jakichkolwiek dowodów winy. Tak było, Panowie Sędziowie, też o tym wiecie. To tak wielka kompromitacja, że aż się nie chce o tym mówić”.

Sąd uznał, że dowody z procesu w 1984 r. są nieprzekonujące i skierował sprawę do powtórnego rozpatrzenia przez prokuraturę.
Byłem zły, przecież dałem im gotowe możliwe rozwiązanie. Sędziowie w mundurach zrobili unik. Poszedłem do domu. Wieczorem zatelefonował Kukliński. Miał wesoły, roześmiany głos. Ja: „Panie pułkowniku, wyrok został uchylony, sprawa wróciła do prokuratury”. Kukliński: „Wiem, słyszałem pana wystąpienie, bardzo panu dziękuję”. Ja: „Ma pan dzisiaj wesoły głos. Czy coś się stało?”. Kukliński: „Przed chwilą dzwoniłem, odebrała jakaś pani. Myśląc, że to pana żona, przedstawiłem się i powiedziałem: Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z mecenasem Piesiewiczem?, a ta pani odpowiedziała, że to pomyłka, nie ten numer telefonu, ale bardzo przyjemnie usłyszeć pana pułkownika”.

Czy wiedziałeś, że sprawa Kuklińskiego ma istotne znaczenie w staraniach Polski o przystąpienie do NATO?
W czasie rozprawy? Nie wiedziałem, że aż tak ważne. Oczywiście, znałem opinię Zbigniewa Brzezińskiego wypowiedzianą w 1990 r., leżało mi na sercu, że Kukliński „był pierwszym polskim oficerem w NATO” i że „ewentualna rehabilitacja Kuklińskiego jest zgodna z koncepcją zerwania z dziedzictwem PRL”, ale stając w sądzie, nie zajmowałem się polityką. Występowałem jako obrońca w państwie prawa, na rzecz prawa.

W 1997 r. Prokuratura Wojskowa umorzyła śledztwo przeciwko Kuklińskiemu, przyjmując, że działał w stanie wyższej konieczności.
Uznałem to uzasadnienie za nietrafne. Przypomniałem prawnikom w mundurach biografię generała Józefa Sowińskiego. Był jednym z sędziów skazujących Waleriana Łukasińskiego. Parę lat potem zginął bohatersko na szańcach Woli. Napisałem na łamach „Tygodnika Solidarność”: „Czasami wydaje mi się, że płk Kukliński co nieco zapobiegł temu, że polscy oficerowie, którzy w latach 80. skazali go na śmierć, nie musieli przeprowadzać takiego dowodu patriotyzmu, jak generał Sowiński”. Było to parę tygodni po rozpoczęciu rozmów akcesyjnych pomiędzy NATO a Polską. W kwietniu 1998 r. płk Kukliński przyleciał do Polski. Zaprosił mnie na kolację, wręczył podarek. Mijały lata, pojawiło się parę książek o tej sprawie, sporo publikacji prasowych, mniej lub bardziej poważnych. W 2009 r. odwiedziła mnie młoda, sympatyczna producentka filmowa. Proponowała, bym napisał scenariusz o Kuklińskim. Wręczyła mi kilkadziesiąt stron tekstu wydrukowanego na stronicach ze znakiem Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej.

Mówisz o stenogramie i protokole przesłuchania płk. Kuklińskiego przez prokuratorów wojskowych, majora Bogdana Włodarczyka i kapitana Jerzego Kwiecińskiego w biurze Zbigniewa Brzezińskiego, Washington DC, kwiecień 1997 r. Obecni: przesłuchujący, pułkownik w stanie spoczynku Ryszard Kukliński, prof. Zbigniew Brzeziński.
Tak.

Od paru dobrych lat te teksty krążą po Warszawie.
Ale nie wiem, czy możemy je cytować.

Spróbuję. Pro publico bono.
Więc zacząłem myśleć o scenariuszu. Wyodrębniłem dwa aspekty działań Kuklińskiego. Primo – przekazywał wybrane przez siebie informacje. To ważne, że on je selekcjonował, starał się przekonać Amerykanów do zmiany doktryny, która przewidywała natychmiastowe użycie broni masowej zagłady na europejskim teatrze wojennym.

Cytuję: „Najwięcej chyba zrobiłem (...) na tyle, ile mogłem, to co uważałem za stosowne, za korzystne dla Polski, a niekorzystne dla Związku Radzieckiego – to zlikwidowanie tych potwornych dysproporcji w potencjale sił konwencjonalnych (...). To co robił Zachód, to ja miałem, że tak powiem, w jednym palcu. Znałem ich organizację, strukturę, dyslokacje, doktryny wojenne, byłem jednym z najostrzejszych krytyków tych doktryn amerykańskich”. Wiedział, że zgodnie z planem w pierwszych dniach wojny amerykańskie rakiety z głowicami jądrowymi i bomby nieuchronnie spadną na Polskę. W tym przypadku – na Polską Rzeczpospolitą Ludową. A secundo?
Secundo – pułkownik Kukliński był jednym z tych, którzy opracowywali plany „stanu wojennego”. Przekazał je Amerykanom, prosząc, by nie informowali o nich Solidarności.

Cytuję: „Ja biorę za to na siebie całkowitą odpowiedzialność. Amerykanie byli zasypywani wiadomościami ze strony Solidarności – że »bój to będzie ich ostatni«, że są gotowi, że »władza leży na ulicy« itp. I tylko ja jeden wprowadzałem tu jakiś rozsądek i musiałem walczyć z napływem lawiny informacji”, i dalej: „W grudniu 1980 r. jeden z moich przełożonych powiedział mi: »Rysiu! Wyczyść swój sejf i biurko, bo jutro tu przyjdą panowie w dużych kapeluszach« – tak pojmował honor żołnierza i 400 000 armii polskiej. Jeden z moich kolegów opracował plan wprowadzenia tych wojsk do Polski. Tak pojmował swój honor. Jaruzelski i Kania twierdzą, że to oni uratowali kraj przed inwazją. Może mają rację, ale jest prawdą też to, że za moją sprawą po raz pierwszy od kryzysu kubańskiego uruchomiono czerwoną linię Waszyngton–Moskwa. 36-milionowy naród nie może się zamknąć i czekać biernie na decyzje o swoim losie ze strony jednego supermocarstwa. Mieli oni prawo, przywódcy, zwracać się do całego świata i prosić o pomoc. Solidarność ma do mnie pretensję, że jej nie ostrzegłem. To, że nie ostrzegłem Solidarności, to uważam za swoje największe osiągnięcie. Powiedziałem im – Amerykanom – że jeśli zrobicie to samo co na Węgrzech [w 1956 r. – MK], to jest to nasza ostatnia rozmowa”. Ochronił Polskę przed wybuchem wojny domowej – z najeźdźczymi konsekwencjami?
Czytałem te zeznania z myślą o scenariuszu filmowym i nagle przyszło mi do głowy, że Kukliński niekoniecznie musiał być samotnym jeźdźcem.

Nigdy się tego nie dowiemy. Pułkownik prosił też amerykańskich partnerów o przekazanie pełnych informacji o przygotowaniach do stanu wojennego Janowi Pawłowi II. Co też uczynili.
I tu pojawia się bardzo przejmująca sytuacja. 2 listopada 1981 r., tydzień wcześniej został wydany rozkaz o rozpoczęciu przygotowań do działań w warunkach stanu wojennego. Płk Kukliński zostaje wezwany do gabinetu gen. Szklarskiego. Melduje się. W gabinecie są już gen. Jerzy Skalski, pułkownicy Franciszek Puchała i Czesław Witt. Gen. Skalski ma dwie wyjątkowo ważne informacje. Pierwszą, że „grupa twardogłowych sekretarzy wystosowała ultimatum do generała Jaruzelskiego, z którego wynika, że jeśli nie wprowadzi stanu wojennego, to oni są gotowi przejąć inicjatywę w swoje ręce”.

I drugą – dotyczącą meldunku wywiadowczego z Rzymu. Agent dowiedział się, że plany stanu wojennego są w posiadaniu CIA.
Wyobrażasz sobie, co w tym momencie przeżył Kukliński?

Cytuję: „Serce mi nie pękło, ale przestało bić, i pamiętam jak dzisiaj, że z rąk zaczęła mi ciec woda. Tak mi się ręce trzęsły, to nie był pot, mnie się ręce nigdy nie pocą, po prostu zaczęła mi ciec woda”. I tyle o scenariuszu, który nie powstał. Żałujesz?
Nie jestem pewien, czy film mógłby udźwignąć taką sprawę. Może? Ale chyba nie.

rozmawiał Michał Komar

Skróty od redakcji.

Krzysztof Piesiewicz – adwokat, scenarzysta filmowy i wieloletni senator. Współtworzył scenariusze do filmów Krzysztofa Kieślowskiego, w tym do nominowanego do Oscara „Trzy kolory. Czerwony”. Z życia publicznego wycofał się po oskarżeniach o posiadanie środków odurzających.

Polityka 42.2013 (2929) z dnia 15.10.2013; Historia; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Obrona pułkownika Kuklińskiego"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną