Najbardziej niebezpieczny człowiek w Ameryce
Zmarł Daniel Ellsberg. Człowiek, który wykradł akta wojny wietnamskiej
1
12 czerwca 1971 r., w sobotę wieczorem, Daniel Ellsberg z żoną Patricią wybierali się do kina. Gdy po drodze wpadli po dwójkę przyjaciół, gospodarz dostrzegł od razu, że Ellsberg jest roztrzęsiony. Powodem był telefon, tuż przed wyjściem z domu, od kogoś z „New York Timesa”: coś dziwnego działo się w redakcji, ale informator nie chciał mówić o szczegółach.
Coś dziwnego to była armia ochroniarzy, którą szefowie gazety ustawili wokół budynku, podczas gdy maszyny drukarskie szły pełną parą. Drukowano tajne dokumenty rządu, które miały ukazać się w niedzielnym wydaniu.
– Powinieneś się cieszyć – powiedział do Ellsberga ów przyjaciel (Howard Zinn, działacz antywojenny, w przyszłości jeden z najsłynniejszych historyków USA).
– Tak, ale jestem wściekły, że mi nie powiedzieli.
Następnego ranka Ameryka przeczytała sześć kolumn dokumentów i komentarzy pt. „Wietnamskie archiwum: studium Pentagonu przedstawia trzy dekady rosnącego uwikłania USA”. W życiu Ameryki i w życiu Ellsberga nic już nie miało być takie jak dawniej.
2
10 lat wcześniej, jesień 1961 r. 30-letni Ellsberg, absolwent ekonomii na Harvardzie i pracownik RAND Corporation (think tanku na usługach Pentagonu), ląduje w Sajgonie. Składa wizytę amerykańskim doradcom wojskowym. Kraj jest podzielony na dwa wrogie państwa: w Demokratycznej Republice Wietnamu rządzą komuniści Ho Chi Minha (północ), w Republice Wietnamu – antykomuniści Ngo Dinh Diema (południe), jednak w siłę rośnie tu rewolucyjna partyzantka.
Dowódca amerykańskich wojskowych w Sajgonie zachęca oficerów do szczerości w rozmowach z gośćmi z Waszyngtonu. Pewien pułkownik mówi do Ellsberga: – Diem, którego popieramy, to dyktator. Partyzanci prędzej czy później wygrają.