W polemikach z artykułem prof. Romanowskiego, zamieszczonych zwłaszcza w tzw. prawicowych mediach, na ogół omijano postawione przez autora pytania dotyczące „metody historycznej IPN”, skupiając się na obronie Bohatera przed rzekomym „haniebnym atakiem”. W poprzednim numerze POLITYKI zamieściliśmy wymianę zdań między rzecznikiem IPN a autorem tekstu, teraz publikujemy nadesłaną przez IPN merytoryczną polemikę. Przedtem przypominamy krótko, co napisał prof. Romanowski i jakich odpowiedzi się domagał.
W prezentowanych w albumie dokumentach śledztwa, zwłaszcza w protokołach przesłuchań Witolda Pileckiego, po jego aresztowaniu 8 maja 1947 r., odczytać można obszerne zeznania Rotmistrza dotyczące jego konspiracyjnych współpracowników, zwłaszcza Marii Szelągowskiej (skazana później w tym samym procesie na karę śmierci zamienioną na dożywocie). Autorzy albumu całkowicie zignorowali przedstawione przez siebie dokumenty. Romanowski zastanawia się – bo nie zrobili tego historycy IPN – dlaczego „ten bohater najwyższej próby powiedział funkcjonariuszom UB aż tyle?”. I stawia hipotezy: zapewne nie obawa o własne życie, bo „nie chciał ratować się za wszelką cenę, o czym świadczy śledztwo a także Jego postawa na procesie”: tortury? – bardzo możliwe i prawdopodobne, choć brakuje jednoznacznych dowodów; a może wtedy, w 1947 r., Rotmistrz zwątpił „w sens konspiracji w pojałtańskiej Polsce?”. „Nic nie zmienia – pisze Romanowski – haniebnego charakteru wydanego wyroku” (kary śmierci dla W. Pileckiego), ale pyta, jak interpretować zamieszczone w albumie dokumenty? IPN „zdaje się mówić: nie wierzcie ubeckim papierom, one nie są wiarygodne. Ale przez minione lata Instytut powtarzał nam coś dokładnie przeciwnego… Doprawdy nie było potrzeby wywlekania na światło dzienne złożonych na UB zeznań Pileckiego.