Gdy obóz sanacyjny zorientował się, że utracił wpływy w Radzie Miejskiej Warszawy, zmienił ustawę samorządową i narzucił stolicy komisarycznego prezydenta. Po krótko urzędującym Marianie Zyndram-Kościałkowskim urząd ten objął w sierpniu 1934 r., specjalizujący się w dziedzinie finansów publicznych, Stefan Starzyński. Miasto znajdowało się wówczas w opłakanym stanie. Kasa miejska świeciła pustkami. Mieszkańcy musieli na co dzień zmagać się z psującymi się wodociągami, dziurawymi ulicami i tłumami żebraków. Tymczasem rząd postawił Starzyńskiemu jasne zadanie: uporządkować stolicę i odzyskać w niej sympatię dla sanacji. Nowy prezydent potrzebował szybko sukcesu i wówczas narodził się pomysł obniżki cen mięsa.
Tymczasem branżę rzeźniczą w Warszawie zmonopolizowali Żydzi. Mięso koszerne cieszyło się opinią najzdrowszego i najłatwiej znajdowało nabywców także wśród chrześcijan. Nawet utworzone przez Romana Dmowskiego stowarzyszenie Rozwój, mające wspierać polskich przedsiębiorców, w swych ubojniach uśmiercało zwierzęta wedle reguł szechity. „Uboju dokonywuje się w ten sposób, że nożem zadaje się w szyję bydlęcia podwójne cięcie, od siebie i do siebie i to w sposób zdecydowany, bez wahań, momentalnie jedno po drugiem, bez najmniejszej przerwy” – objaśniał ogólne zasady szechity rabin Nachum Asz w wydanej wówczas rozprawce. Tak wykrwawić zwierzę mieli prawo jedynie wyselekcjonowani specjaliści. „Rzezakiem rytualnym może być jedynie człowiek religijny i nieposzlakowany, obeznany z przepisami rytuału żydowskiego ze szczególnem uwzględnieniem kwestyj związanych z ubojem. Kandydat na rzezaka winien złożyć wobec rabina teoretyczny i praktyczny egzamin” – tłumaczył czytelnikom Nachum Asz.
Elitarność profesji powodowała, że rzezacy mogli narzucać wysokie opłaty za swe usługi, ok.