Aleksander Macedoński, Juliusz Cezar, Kaligula, potem odstęp 18 stuleci i Napoleon, a po nim już rzędem tyrani XX w.: Lenin, Mussolini, Hitler, Stalin, Ceauşescu, Kim Ir Sen wraz z synem Kim Dzong Ilem. Zabrakło, co zaskakujące, Mao Tse-tunga, ale i Ludwika XIV, a także wielu pomniejszych ubóstwionych despotów Europy, Afryki, Azji z różnych epok. Lista ich niepełna, bo też pełna wcale być nie miała. To nie jest przecież historia władców i ich panowania, lecz szkicowe dzieje ich kultów. Wspólne im wszystkim i powtarzalne było spełnione żądanie czci należnej bogom, wznoszenie ich posągów, pokorne obrzędy poddanych.
Ciekawsze wydaje się jednak to, czym się te kulty jeden od drugiego różniły, a co autorka książki wnikliwie wykrywa, czyniąc z tych osobliwości klucze do opisu i interpretacji mitów, jakie dały się spożytkować do przydawania nimbu boskości władcom i przywódcom państw. Tak na przykład Cezar przeświadczony był o swoim pokrewieństwie z bogami, a po jego śmierci potwierdzać to miała kometa pojawiająca się zawsze na niebie w odpowiednim czasie. Mussolini miał się za nowe wcielenie a to Heraklesa, a to rzymskich cesarzy, Hitler za wysłańca Opatrzności, obdarzonego misją doprowadzenia do wszechświatowej potęgi Trzeciej Rzeszy. Podobne urojenia wielkości i nieśmiertelności były już oczywiście nieraz opisywane, autorka „Bogów u władzy” dokonuje wszelako ich porównawczej wiwisekcji skalpelem antropologa, co w połączeniu z erudycją historyczną przynosi niezmiernie ciekawe rezultaty.
Monika Milewska dała się poznać ponad 10 lat temu jako autorka książki „Ocet i łzy: Terror Wielkiej Rewolucji Francuskiej jako doświadczenie traumatyczne” (słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2001). Był to obraz rewolucji pisany z perspektywy jej ofiar, które nic nie rozumieją ani nie pragną rozumieć z walk tytanów, usiłują jedynie żyć i ocaleć w cieniu gilotyny.