Artykuł pochodzi z Polityki nr 35/2005
Dyskusja nad wydarzeniami bydgoskimi, nazwanymi przez propagandę III Rzeszy Bromberger Blutsonntag (bydgoska krwawa niedziela), powróciła dość nieoczekiwanie przed dwoma laty, w dużej mierze za sprawą wypowiedzi prasowych polskiego historyka Włodzimierza Jastrzębskiego. Zmienił on swoje poglądy i przedstawił te wydarzenia jako masakrę ludności narodowości niemieckiej, zaprzeczając jakiejkolwiek prowokacji z jej strony.
W tym samym czasie ukazało się tłumaczenie na polski książki Güntera Schuberta „Bydgoska krwawa niedziela. Śmierć legendy” (Bydgoszcz, 2003), w której ten niemiecki dziennikarz, z wykształcenia historyk, przekonuje, wbrew z kolei dotychczasowemu stanowisku niemieckich historyków, że doszło wówczas w Bydgoszczy do niemieckiej prowokacji. Do dywersantów przerzuconych z Niemiec przez Gdańsk mieli dołączyć niektórzy mieszkańcy Bydgoszczy i utworzyć wraz z nimi grupy, które w kilku punktach miasta rozpoczęły w tym samym czasie ostrzeliwanie wycofujących się polskich żołnierzy. Schubert przeanalizował m.in. dokumenty polskiej 15 Dywizji Piechoty Armii Pomorze (wojenną zawieruchę przetrwało niewiele meldunków, przechowywanych w Centralnym Archiwum Wojskowym w Warszawie). Autor przyznaje jednak, że w trakcie tłumienia dywersji dochodziło także do mordowania niewinnych Niemców.
„Podjudzona polska hołota”
To wszystko sprawiło, że grono kilkunastu historyków z różnych ośrodków naukowych w Polsce, z inicjatywy Instytutu Pamięci Narodowej, powołało jesienią 2003 r. zespół badawczy, który zajmuje się wyjaśnianiem przebiegu wydarzeń. Przewodniczy mu Paweł Machcewicz. Zanim przedstawimy ustalenia zespołu, przypomnijmy dotychczasowy stan wiedzy.
Niemiecka stacja radiowa Heilsberg już 7 września 1939 r. podała najpierw liczbę stu, a następnie tysiąca Niemców, którzy mieli zginąć z rąk polskich podczas „krwawej nocy św. Bartłomieja”. Dzień później bydgoski dziennik „Deutsche Rundschau” użył po raz pierwszy określenia Bromberger Blutsonntag, które weszło na stałe do języka niemieckiej propagandy.
Albert Forster, namiestnik Rzeszy w Gdańsku, uzasadniając konieczność prowadzenia eksterminacji Polaków, w swoich przemówieniach powtarzał: „równo tysiąc rodaków i rodaczek w samej Bydgoszczy, a wiele tysięcy w całym kraju zostało w sadystyczny sposób zamordowanych przez podjudzoną polską hołotę morderców, tylko dlatego, że byli Niemcami”.
Uwieńczeniem działalności niemieckiej propagandy było wydanie publikacji („Die polnischen Greueltaten an den Volksdeutschen in Polen”) dokumentującej mordy popełnione na członkach mniejszości niemieckiej w Polsce. Opierała się ona przede wszystkim na protokołach zeznań niemieckich świadków zebranych przez Sąd Specjalny w Bydgoszczy. W drugim wydaniu tej propagandowej pracy, które ukazało się w lutym 1940 r., pisano już o 58 tys. zamordowanych volksdeutschach na terenie całej Polski. Winą obciążano polskie władze i polskie wojsko; oskarżenia kierowano m.in. przeciwko gen. Władysławowi Bortnowskiemu, dowódcy Armii Pomorze.
Świadectwo Lucy Baker-Beall
Zarzuty propagandy niemieckiej stanowczo odpierały polskie władze. Ministerstwo Informacji i Dokumentacji przygotowało jesienią 1939 r. dokument „Prawda o Bydgoszczy”, który był tłumaczony na języki obce i rozsyłany do rządów i placówek dyplomatycznych państw sprzymierzonych. Wyjaśniano, że „w świetle naocznych, obiektywnych świadków, cała ta akcja, zmierzająca do oczerniania Polaków w opinii świata dla zatarcia śladów własnych zbrodni, jest oczywiście jednym wielkim kłamstwem. (...) W dniu 3 września odbyło się w Bydgoszczy stanowcze i surowe stłumienie zorganizowanej, kierowanej z zewnątrz, dywersji niemieckiej, nie miał natomiast miejsca żaden fakt mordowania niewinnych obywateli polskich – Niemców; nie mówiąc już o wypadkach mordowania kobiet i dzieci niemieckich” [podkreślenie w oryginale – T.C.]. Polskie władze potwierdzały rozstrzelanie 160 niemieckich dywersantów, z których tylko 10 zidentyfikowano jako mieszkańców Bydgoszczy.
Wersję wydarzeń przedstawianą przez polskie władze w pełni potwierdziła Lucy Baker-Beall, nauczycielka języka angielskiego, która przez prawie 40 lat mieszkała w Bydgoszczy, a której dzięki interwencji ambasady amerykańskiej w połowie lutego 1940 r. udało się opuścić Niemcy i wrócić do Anglii. Jej relacja została opublikowana na łamach „The Times” z 6 marca 1940 r.: „Strzały padały z niemieckich domów i kilku Polaków zostało zabitych lub rannych. (...) W sumie około 200 Niemców zostało zatrzymanych z bronią w ręku i rozstrzelanych, ale to nie było mordowanie bezbronnych ludzi. To nastąpiło później, kiedy Niemcy weszli do miasta”.
Kto strzelał?
Dochodzenia w sprawie wydarzeń bydgoskich prowadzili po zakończeniu wojny prokuratorzy Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Kazimierz Garszyński w latach 1945–1948 ustalił, że „Niemcy w dniu 3 września 1939 r. w Bydgoszczy podjęli o godz. 10.15 planową akcję dywersyjną w celu stworzenia paniki wśród cofających się pułków polskich”. Na podstawie zeznań przesłuchanych świadków obliczył, że w Bydgoszczy było 46 punktów, z których strzelali dywersanci. W trakcie rozprawy z nimi miało zginąć mniej niż 300 Niemców.
Istotne znaczenie miały późniejsze badania historyczne prowadzone przez Karola Mariana Pospieszalskiego, który dotarł do dokumentów działającego w czasie wojny niemieckiego urzędu Gräberzentrale für die ermordeten Volksdeutschen (Centrala Grobów Pomordowanych Volksdeutschów), wśród których zachował się, sporządzony przez niemiecki Urząd Stanu Cywilnego w Bydgoszczy, spis osób zamordowanych 3 i 4 września. Zawierał 263 nazwiska. Pospieszalski ponadto ustalił, że we wrześniu 1939 r. zginęło w Polsce 3257 cywilów narodowości niemieckiej, w tym ok. 2 tys. z powodu udziału w dywersji, a nie 58 tys., jak podawała propaganda niemiecka.
Na przełomie lat 50. i 60. Instytut Zachodni w Poznaniu prowadził własną akcję zbierania relacji i wspomnień na temat wydarzeń bydgoskich, które zostały następnie wydane przez Edwarda Serwańskiego. Jednak w publikacji tej zostały pominięte te fragmenty wspomnień, które mówiły o zabijaniu Niemców.
W zdecydowanej większości powojennych prac niemieckich historyków wydarzenia bydgoskie zostały przedstawione jako masakra niewinnej ludności. To założenie opierają oni głównie na relacjach bydgoskich Niemców, zebranych na przełomie lat 50. i 60. przez Zachodnio-Pomorskie Ziomkostwo. We wspomnieniach tych (obecnie w Archiwum Federalnym w Bayreuth) dywersję pominięto, a eksponowano niemieckie ofiary. Wielu w swoich opowieściach przyznaje, że w Bydgoszczy strzelano do wycofującego się Wojska Polskiego, ale robili to ponoć sami Polacy. Jedynie w kilku relacjach (pastora Kurta Eichstädta, Johannesa Katrynskiego, Huberta Hilla, Waltera Graffa) znajdujemy opinie mówiące o tym, że strzelać mogli niemieccy dywersanci.
Także po stronie niemieckiej doszło do zaskakującej zmiany poglądów. Edwin Erich Dwinger, autor książki „Tod in Polen” (Śmierć w Polsce), we wspomnieniach „Die zwölf Gespräche” wydanych w 1966 r. (Dwanaście rozmów) uznał tamto swoje dzieło za propagandowe i przyznał, że to SS, która przed wybuchem wojny przerzuciła do Polski swoich ludzi, jest odpowiedzialna za śmierć niewinnych bydgoskich Niemców.
Również wspomniana na wstępie książka Güntera Schuberta jest przejawem innego podejścia w niemieckiej historiografii.
Płk Aleksandrowicz melduje
Najważniejszym wynikiem dotychczasowych prac polskiego zespołu badawczego jest dotarcie do meldunków Armii Pomorze z 3 września 1939 r., kierowanych do Naczelnego Wodza, a przechowywanych w Instytucie Polskim i Muzeum im. Generała Władysława Sikorskiego w Londynie. Wspomniane wcześniej dokumenty 15 Dywizji Piechoty Armii Pomorze (zarchiwizowane w Warszawie) pochodzą z 4 września 1939 r. i powstały już poza Bydgoszczą.
W komunikacie informacyjnym nr 4 z 3 września z godz. 8.30 szef sztabu Armii Pomorze płk Ignacy Izdebski donosił: „Akcja dywersyjna: organizacje niemieckie tworzą bandy dywersyjne, które przy każdej sposobności napadają na nasze oddziały i tabory i niszczą łączność”. W komunikacie informacyjnym nr 6 z godziny 19.30 płk Izdebski, przedstawiając naczelnemu dowództwu sytuację z godziny 18.00 z rejonu Bydgoszczy, Koronowa i Świecia, pisał: „Poza meldowanymi aktami dywersyjnymi w Bydgoszczy notowano akty sabotażowe na liniach telefonicznych i telegraficznych”.
W depeszy z godziny 18.52, szef Oddziału III tej armii płk Aleksandrowicz meldował szefowi sztabu Naczelnego Wodza gen. Wacławowi Stachiewiczowi: „W godzinach przedpołudniowych, a raczej popołudniowych niemieckie elementy w Bydgoszczy zorganizowały i wykonały coś w rodzaju zbrojnej dywersji w dużej skali. Bunt został krwawo stłumiony”.
O tym, jak dramatyczna sytuacja panowała w Bydgoszczy, dowiadujemy się z meldunku złożonego o godzinie 20.00 przez dowódcę Armii Pomorze gen. Władysława Bortnowskiego: „ciągłe strzelanie na tyłach (...) samosądy natomiast w stosunku do ludności niemieckiej dokonywane przez żołnierzy wspólnie z ludnością cywilną są nie do opanowania, gdyż policji na większości obszaru już nie ma. Dokoła pożary wzniecone albo bombardowaniem, albo podpaleniem, zresztą dało się zauważyć, że podpalenia są dziełem Niemców, którzy w ten sposób sygnalizują kierunek późniejszych uderzeń”.
Meldunki Armii Pomorze wskazują, że w Bydgoszczy doszło do wystąpienia zbrojnego niemieckich dywersantów przeciwko wycofującym się oddziałom Wojska Polskiego. Dokumenty te potwierdzają także egzekucje i samosądy na niemieckiej ludności cywilnej. Ze źródeł tych wynika, że egzekucje, w których zginęli Niemcy, były dokonywane w następstwie rzeczywistych aktów dywersji, ale nie pozostawiają także wątpliwości co do tego, że pod pozorem zwalczania dywersji mogło dochodzić do zabijania niewinnych osób.
Kim byli dywersanci?
Do wyjaśnienia wciąż pozostaje kwestia, która z instytucji III Rzeszy zorganizowała i przeprowadziła dywersję w Bydgoszczy. Niemiecka dywersja przeciwko Polsce była przygotowywana i przeprowadzona przez dwie rywalizujące ze sobą struktury aparatu państwowego: wywiad wojskowy Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych (Oberkommando der Wehrmacht) – Abwehrę i służbę bezpieczeństwa Reichsführera SS – Sicherheitsdienst (SD).
Dokumenty placówki wrocławskiej Abwehry potwierdzają, że jedna z podległych jej grup sabotażowych, Sabotage-Organisationen Gruppe 12, miała za zadanie unieruchomienie elektrowni w Bydgoszczy oraz przerwanie linii telefonicznych i telegraficznych między Inowrocławiem a Toruniem. W meldunkach Armii Pomorze odnotowano jedynie w rejonie Bydgoszczy „akty sabotażowe na liniach telefonicznych i telegraficznych”. Znane dotychczas źródła nie potwierdzają sabotażu w bydgoskiej elektrowni. Na terenie Bydgoszczy, na miesiąc przed wybuchem wojny, działała także podległa wrocławskiej Abwehrze dziesięcioosobowa grupa zbrojna Kampf-Organisation kierowana przez Otto Meistera. Dotychczas nie udało się nic bliższego ustalić na temat jej zbrojnej działalności w dniu 3 września 1939 r.
Z kolei z niemieckich dokumentów, odnalezionych po wojnie w Berlinie i następnie opublikowanych przez Edmunda Osmańczyka, wynika, że w sierpniu 1939 r. służba bezpieczeństwa Reichsführera SS Heinricha Himmlera planowała w Bydgoszczy wysadzenie w powietrze biur Deutsche Vereinigung, biura paszportowego Deutsche Paßstelle, niemieckiej prywatnej szkoły powszechnej, dwóch niemieckich prywatnych gimnazjów oraz podpalenie niemieckiego teatru przy ulicy Gdańskiej i biur Jungdeutsche Partei. Do aktów tych nie doszło. Dotychczas historykom udało się ustalić wykonanie tylko kilkudziesięciu spośród planowanych 180 zamachów na całym pograniczu polsko-niemieckim, które miały dostarczyć międzynarodowej opinii publicznej dowodów na prowokacyjne zachowanie strony polskiej.
SS nagradza
Nie udało się jak dotąd odnaleźć niemieckich dokumentów, które jednoznacznie potwierdzałyby przeprowadzenie zbrojnej dywersji w Bydgoszczy przez Abwehrę lub SD. Znane są jedynie takie, na których podstawie można wysnuwać daleko idące przypuszczenie, że była ona częścią większej akcji o kryptonimie Unternehmen Tannenberg przygotowanej przez SD. Polegała ona na przeprowadzeniu przez niemieckich dywersantów, przebranych w polskie mundury, sfingowanych napadów na radiostację niemiecką w Gliwicach, na niemiecki urząd celny w Stodołach w okolicach Raciborza oraz na leśniczówkę w Byczynie w pobliżu Kluczborka.
W ramach tego przedsięwzięcia przeprowadzono także operację o kryptonimie Sonderaktion Tannenberg, w której, według szefa Wydziału Zagranicznego Brigadeführera-SS Heinza Josta, „znaczne straty materialne i osobowe ponieśli użyci w akcji volksdeutsche”. Z kolei inspektor Policji Bezpieczeństwa SD w Królewcu Oberführer-SS Rasch pisał, że „Sonderaktion Tannenberg została w dużej mierze przeprowadzona przez region SD Gdańsk”. Biorąc jedynie pod uwagę podobieństwo zdarzeń można przyjąć hipotezę, że właśnie chodzi o Bydgoszcz. Ale pewności nie mamy.
Na udział SS w przeprowadzeniu w Bydgoszczy zbrojnej dywersji mogą też wskazywać informacje poszlakowe, odnalezione przez historyków zespołu badawczego w Bundesarchiv w Berlinie. Wynika z nich, że dwaj przywódcy mniejszości niemieckiej w Bydgoszczy, Hans Kohnert i jego zastępca Gero von Gersdorf, zostali przyjęci 13 listopada 1939 r. do SS. Obaj otrzymali bardzo wysokie stopnie: Kohnert został Oberführerem-SS (odpowiednik pułkownika), a Gersdorf otrzymał Sturmbannführera-SS (odpowiednik majora). Te wyjątkowe awanse nastąpiły za to, że „dr Kohnert był przez prawie 20 lat jednym z najbardziej zasłużonych przywódców grupy narodowościowej [volksdeutschów] w Polsce. (...) Całą swoją osobowością zaangażował się do walki przeciw Polakom” i były skutkiem zabiegów Obergruppenführera-SS Wernera Lorenza, szefa Volksdeutsche Mittelstelle (VOMI); nie ma wątpliwości, że VOMI tak w Polsce, jak i w Jugosławii kierowała „działaniami grup mniejszości niemieckiej w walce przeciwko narodom wrogich państw i przysłużyła się przez to znacznie Wehrmachtowi”. Kohnert należał do sztabu Reichsführera-SS, podobnie jak m.in. Ribbentrop i Bormann – honorowi generałowie SS, i otrzymał Złotą Odznakę Partyjną (Goldenes Ehrenzeichen der NSDAP), mimo że do partii nigdy nie został przyjęty.
Pewne poszlaki zawierają także akta 116 pułku Allgemeine SS, założonego i stacjonującego w Bydgoszczy od końca października 1939 r. Przyjmowani do tego pułku Niemcy mieli za sobą służbę w paramilitarnej formacji Selbstschutz Westpreussen, która formalnie rozpoczęła swoją działalność po wkroczeniu wojsk Wehrmachtu. Jednak funkcjonariusze 6 kompanii, pochodzący z okolic Bydgoszczy, w swoich życiorysach podają datę 3 września 1939 r. jako pierwszy dzień służby w Selbstschutzu. Może to wskazywać na istnienie jego zakonspirowanych struktur jeszcze w okresie istnienia państwa polskiego i zmusza do ponownego zastanowienia się nad postawioną niegdyś przez sędziego Józefa Skorzyńskiego tezą o roli tej paramilitarnej formacji w wypadkach bydgoskich, odrzucaną przez większość historyków z uwagi na brak przekonywających dowodów.
Nie tylko Bydgoszcz
Bydgoszcz nie była jedynym miastem w Polsce, w którym niemieccy dywersanci strzelali do wycofujących się oddziałów Wojska Polskiego. Organizacje wrocławskiej Abwehry już 1 września 1939 r. przeprowadziły atak na polskich żołnierzy na ulicach Leszna i Poznania, gdzie sytuację opanowano dopiero po pojawieniu się na ulicach samochodów pancernych. Drugiego dnia wojny doszło do wystąpień dywersantów w Rawiczu, Bielsku, Rybniku, Żorach, Pszczynie, Chorzowie, Hajdukach, Siemianowicach Śląskich. W Inowrocławiu 7 września 1939 r. niemieccy dywersanci otworzyli ogień do opuszczających miasto żołnierzy Armii Pomorze.