Pośród charakterystycznych dla Jużno-Sachalińska szarych bloków z wielkiej płyty przy ulicy Kurylskiej, w sąsiedztwie ulicy Dzierżyńskiego, nieoczekiwanie pojawia się relikt minionej epoki: jednopiętrowa biała willa z drewnianymi podcieniami, sprawiająca wrażenie scenografii do „Trzech sióstr”. Z klimatem miejsca harmonizuje stojące przed wejściem popiersie Czechowa. W budynku mieści się muzeum jego książki „Wyspa Sachalin”.
Zbiory raczej skromne: listy, fotografie, notatki z podróży, przedmioty osobistego użytku. W bagażu pisarza znalazło się miejsce na srebrne szczypce do cukru, żelazko z duszą i łampadkę – podręczną lampkę oliwną, a także nieodzowne w zawodzie lekarza instrumenty medyczne, z których Czechow w czasie swej podróży często robił użytek. Przytulną atmosferę secesyjnego wnętrza zakłócają ciężkie, żelazne kajdany, symbol ponurej przeszłości Sachalinu. Przypominają o niej stare zdjęcia. Na jednym z nich skazańcy, których za chwilę czeka kaźń, poddawani są zabiegowi strzyżenia i golenia.
Wybierając się w lipcu 1890 r. na Sachalin, Czechow miał 30 lat i znane już nazwisko, choć jeszcze nie osiągnął szczytu swoich możliwości twórczych. Pokaźny zbiór opowiadań przyniósł mu uznanie czytelników i krytyki. Od Rosyjskiej Akademii Nauk otrzymał prestiżową nagrodę literacką. Sprawy materialne także układały się pomyślnie. Znajomi pisarza zachodzili więc w głowę, dlaczego, mając tak sprzyjające warunki do pracy literackiej, postanowił wszystko zostawić i tłuc się tysiące wiorst do zakazanego miejsca, którym rodzice straszą niesfornych synów.
„Widziałem wszystko oprócz kary śmierci”
Od pomysłu tego starał się go odwieść zaprzyjaźniony wydawca i pisarz Aleksander Suworin, argumentując, że Sachalin dla nikogo nie jest ciekawy ani nikomu niepotrzebny, na co Czechow z pasją ripostował, że „Sachalin może być nieciekawy i niepotrzebny tylko dla takiego społeczeństwa, które tam nie wywozi tysięcy ludzi i nie wydaje na to milionów”.