W połowie 1920 r. Śląsk nadal prawnie należał do Niemiec i czekał na plebiscyt – jeden z dwóch wyznaczonych na mocy traktatu wersalskiego. Ludność miała opowiedzieć się za Niemcami lub Polską, więc oba państwa rozpoczęły licytację ofert dla Ślązaków. Strona polska musiała wejść do gry odważnie, ale i rozsądnie, miała przecież za sobą przegrane referendum na Warmii, Mazurach i Powiślu, gdzie wybierano między Polską a Prusami Wschodnimi. Do wrót Warszawy właśnie pukała Armia Czerwona i związek z Rzeczpospolitą rysował się niezbyt atrakcyjnie. Trzeba było działać. Przede wszystkim błyskawicznie stworzono więc konstytucję dla Śląska. Już 15 lipca 1920 r. Sejm Ustawodawczy Rzeczpospolitej Polskiej uchwalił ustawę nadającą regionowi statut autonomiczny z oddzielnym sejmem i skarbem.
Kto da więcej
Gra o Górny Śląsk zaczęła się jeszcze przed zakończeniem I wojny światowej i odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Nieuchronna klęska państw centralnych i rewolucja w Rosji oznaczały załamanie się XIX-wiecznego porządku w Europie. Woodrow Wilson, prezydent USA, domagał się prawa do samostanowienia narodów – nowe etniczne państwa miały być jednym z filarów powojennego ładu politycznego. W 13 punkcie słynnej deklaracji ze stycznia 1918 r. zapisano, że powinno powstać niepodległe państwo polskie obejmujące „terytoria zamieszkane przez bezspornie polską ludność”.
W ślad za tym Roman Dmowski przedstawił Wilsonowi w październiku 1918 r. – w imieniu Komitetu Narodowego Polskiego – projekt przyszłych granic państwa, w tym granicy polsko-niemieckiej na Śląsku. W Polsce miała znaleźć się cała rejencja opolska obejmująca terytorialnie Górny Śląsk, ponieważ w niemieckim spisie powszechnym z 1910 r., z ponad 2 mln mieszkańców rejencji, około 60 proc. przyznało się do polskości. 25 października 1918 r. Wojciech Korfanty zażądał w Reichstagu przyłączenia całego Górnego Śląska do powstającego państwa polskiego; w tym samym przemówieniu domagał się uwolnienia więzionego w Magdeburgu Józefa Piłsudskiego.
W przejęciu Górnego Śląska wspierała Polskę Francja, żywo zainteresowana osłabieniem Niemiec, także przez uszczuplenia terytorialne. Sprzeciwiała się jednak temu wspierana przez Włochy Wielka Brytania, która z kolei obawiała się wzrostu znaczenia Francji. Konsekwencją sporu było zapisanie w art. 88 traktatu wersalskiego (28 czerwca 1919 r.) decyzji, że o przynależności Górnego Śląska rozstrzygnie plebiscyt. Na początku 1920 r. przetłumaczony traktat ukazał się w Dzienniku Ustaw. I to on legalizował prawo polskiego sejmu do uchwalenia statutu województwa śląskiego, które miało obejmować „wszystkie ziemie śląskie przyznane Polsce”.
Tak więc propozycja autonomii kierowana była do województwa, które dopiero miało powstać na ziemiach formalnie jeszcze będących w granicach Austrii (Śląsk Cieszyński) i Prus (Górny Śląsk). Śląsk był już wtedy po swoim pierwszym powstaniu (sierpień 1919 r.), miało ono jednak wymiar bardziej społeczny (wtedy mówiło się: proletariacki) niż narodowy. 11 lutego 1920 r. władzę zwierzchnią na Górnym Śląsku objęła Międzysojusznicza Komisja Rządząca i Plebiscytowa; dzień później rozpoczął działalność Polski Komisariat Plebiscytowy w Bytomiu z Wojciechem Korfantym na czele.
Miesiąc po przyjęciu przez polski sejm ustawy o autonomii Śląska wybuchło drugie powstanie śląskie. Była to odpowiedź na szerzące się akty terroru ze strony niemieckiej policji Sipo (Sicherheitspolizei – policja bezpieczeństwa) i paramilitarnych bojówek, których celem było zdezorganizowanie polskiej akcji plebiscytowej. Po tygodniu krwawych walk i po decyzji aliantów o rozwiązaniu Sipo działania ustały. Do utrzymania porządku powołano polsko-niemiecką policję plebiscytową.
Bez wątpienia polska oferta autonomii wobec Śląska miała charakter propagandowy – jej celem było osłabienie atrakcyjności propozycji niemieckich. Już wcześniej, w połowie października 1919 r., pruski parlament zdecydował bowiem o wydzieleniu rejencji opolskiej z Prowincji Śląskiej ze stolicą we Wrocławiu i utworzeniu Prowincji Górnośląskiej ze stolicą w Opolu; przyznano jej większą samorządność, niż miały pozostałe pruskie jednostki administracyjne. Ustawa polskiego sejmu szła dalej, bo gwarantowała większą niezależność regionu w ramach państwa polskiego niż pruska oferta wobec nowej prowincji.
Prof. Józef Buzek (brat dziadka prof. Jerzego Buzka), jeden ze współtwórców ustawy o autonomii Śląska, tak to wówczas komentował: „Otóż nasza ustawa jest odpowiedzią na tamtą ustawę, daje jednak nieskończenie więcej niż ustawa pruska. Nie boimy się porównania naszej ustawy z pruską. Możemy bowiem przeprowadzić dowód, że nasz sejm polski ma daleko większe zaufanie do ludu śląskiego niż sejm pruski. Lud śląski jest krwią z naszej krwi, kością z naszej kości, toteż mógł sejm nasz bez obaw o całość Rzeczypospolitej zgodzić się na dalej idące prawa samorządowe Śląska, niż mógł to ofiarować sejm pruski”.
Ten argument próbowała z kolei przebić strona niemiecka, która zaproponowała wyłączenie Prowincji Górnośląskiej z Prus i przekształcenie jej w odrębny kraj związkowy w ramach Rzeszy. Propozycja ta szła dalej niż polska oferta autonomii, ale referendum w tej sprawie odbyło się dopiero we wrześniu 1922 r. (a więc po przyznaniu Polsce najatrakcyjniejszej gospodarczo części Górnego Śląska).
W obawie przed korzystnym dla Polski wynikiem plebiscytu lansowane też były inne pomysły na Górny Śląsk, m.in. koncepcja utworzenia samodzielnej i neutralnej, jak Szwajcaria, republiki śląskiej – Freistaat Schlesien. Równorzędnymi językami byłyby w nim niemiecki, morawski i polski, a neutralność gwarantowaliby sąsiedzi: Czechosłowacja, Niemcy i Polska. W imię niepodzielności Górnego Śląska miało powstać państwo buforowe między Polską i Niemcami. Ten pomysł podobał się szczególnie wielkiemu kapitałowi, który obawiał się przerzucenia na jego barki odszkodowań wojennych na rzecz zwycięskich mocarstw. Zarazem zamierzano odgrodzić się własną państwowością od zrewolucjonizowanego Berlina.
Urny i karabiny
Wyznaczony na 20 marca 1921 r. plebiscyt przekreślał wszelkie tego typu rachuby: Górny Śląsk mógł wybierać tylko między Polską a Niemcami. Ponad 1,2 mln uprawnionych do głosowania (po ukończeniu 20 lat) otrzymało po dwie kartki: białą – za Niemcami, czerwoną – za Polską. Frekwencja wyniosła ponad 97 proc. Blisko 60 proc. (ponad 700 tys. głosujących) opowiedziało się za Niemcami, a na Polskę padło trochę ponad 40 proc. (480 tys.) głosów. Wcześniej strona polska zaproponowała, aby do głosowania dopuścić osoby urodzone na Górnym Śląsku, ale pracujące i mieszkające poza nim, głównie w Zagłębiu Ruhry. Przypuszczano, że wzmocnią oni opcję Polską. Na plebiscyt przyjechało około 192 tys. emigrantów, ale zaledwie 10 tys. głosowało za Polską.
W sumie mogło być lepiej, na co strona polska liczyła, ale wynik nie był tragiczny. W aneksie do traktatu wersalskiego zapisano bowiem, że podstawą podziału nie będzie globalna liczba głosów, ale zwycięstwo w danej gminie. Z 1510 gmin, w których przeprowadzono wybory, w 674 (prawie 45 proc.) zwyciężyła opcja polska. Dlatego Korfanty ogłosił w odezwie, że odnieśliśmy wielkie zwycięstwo dziejowe. Jednak walka o polski Śląsk nie była jeszcze zakończona. Dwa dni po plebiscycie z poufnymi informacjami zjawił się u Korfantego wysokiej rangi oficer angielski sprzyjający polskiej racji stanu. Przekazał, że Anglicy i Włosi proponują przyznać Polsce jedynie powiaty pszczyński i rybnicki oraz skrawek powiatu katowickiego. W reakcji na to pojawiła się koncepcja nazwana Linią Korfantego, według której granica polsko-niemiecka znajdowałaby się pod Opolem. Dawała ona Polsce około 60 proc. obszaru plebiscytowego. Mapa trafiła do prawie wszystkich liczących się europejskich gazet i wywołała gorącą dyskusję w kołach dyplomatycznych.
Anglia i Włochy nadal optowały za ograniczeniem do minimum polskich roszczeń. 29 kwietnia 1921 r. Korfanty otrzymał kolejną informację od angielskiego oficera o niekorzystnym dla Polski podziale Górnego Śląska. Następnego dnia zapadła decyzja o wystąpieniu zbrojnym. Walki wybuchły w nocy z 2 na 3 maja, kiedy Korfanty ogłosił się dyktatorem powstania, i trwały prawie dwa miesiące. Był to najkrwawszy ze zrywów na Śląsku. Pod koniec czerwca wojska powstańcze (nieoficjalnie wspierane przez jednostki polskie) i oddziały niemieckie zostały rozdzielone przez żołnierzy alianckich. Na początku lipca obie strony z bronią w ręku opuściły tereny plebiscytowe.
Los Górnego Śląska oddano w ręce Ligi Narodów, która w październiku 1921 r. dokonała ostatecznego podziału terytorium. Polska otrzymała 29 proc. obszaru plebiscytowego, ale zamieszkanego przez 46 proc. ludności. Bardziej korzystny był podział okręgu przemysłowego: w Polsce znalazło się 90 proc. zasobów węgla, 53 z 67 kopalń, pięć z ośmiu hut żelaza oraz wszystkie huty cynku i ołowiu.
Ustalenia międzynarodowe w sprawie Górnego Śląska ciągnęły się jeszcze miesiącami. Dopiero 15 czerwca 1922 r. przedstawiciele Polski i Niemiec złożyli podpisy pod „Zarządzeniami w przedmiocie oddania przez Komisję Sojuszniczą Rządzącą i Plebiscytową Górnego Śląska obszarów przyznanych Niemcom i Polsce na podstawie traktatu pokojowego podpisanego w Wersalu 28 czerwca 1919 r.”. W tym momencie dokonała się zmiana przynależności Śląska. Kilka dni później wycofały się stąd wojska alianckie, a 20 czerwca 1922 r. wkroczyło Wojsko Polskie pod dowództwem gen. Stanisława Szeptyckiego.
Państwo w państwie
Można było zacząć, z prawie dwuletnim opóźnieniem, przekształcanie Śląska w autonomiczne województwo. Tuż przed plebiscytem ustawa o autonomii została znowelizowana. Pierwsza poprawka gwarantowała autochtonom – w przypadku równych kwalifikacji zawodowych – pierwszeństwo w zatrudnieniu. A druga nowela mówiła o tym, że mieszkańca województwa śląskiego nie można przenieść bez jego zgody poza obszar autonomii. Pierwsze powszechne wybory do Sejmu Śląskiego, liczącego 48 posłów, odbyły się pod koniec września 1922 r.
Śląski parlament nie miał precedensu w prawodawstwie żadnego z państw zaborczych, nie był też organem samorządowym w ówczesnym i dzisiejszym rozumieniu. Najbliższych analogii należałoby chyba szukać w ustroju kantonów szwajcarskich. Sejm decydował m.in. o organizacji władz administracyjnych i samorządowych, chociaż wojewodę śląskiego mianował (na wniosek Rady Ministrów) najpierw naczelnik państwa, a następnie prezydent.
W jego kompetencjach leżała struktura policji i szkolnictwa. Zresztą, łatwiej wymienić sprawy, o których nie decydował: poza nim znalazła się tylko polityka zagraniczna i obronność. Autonomia miała też swoje gwarancje. W statucie organicznym zapisano, że jej rozszerzenie może nastąpić niezależnie od Sejmu Śląskiego, natomiast jej ograniczenie wymagało bezwzględnej jego zgody. Nic dziwnego, że w 1935 r. wybuchła awantura w trakcie dyskusji nad nową ustawą zasadniczą, w której zabrakło zastrzeżenia o koniecznej zgodzie Sejmu Śląskiego. Konstanty Wolny, marszałek Sejmu Śląskiego i jeden z twórców autonomii, grzmiał, że gdyby ten przepis nie znalazł się w konstytucji, toby oznaczało, że Sejm RP dał „Śląskowi statut autonomiczny dla celów agitacyjnych, dla blagi”. Przepis się nie znalazł, ale autonomia aż do wybuchu II wojny światowej nie została ograniczona.
Najsilniejszym atutem autonomii był Skarb Śląski. Kiedy jeszcze trwały dyskusje nad ustawą, to długo spornym problemem była sprawa rozliczeń finansowych. Kto komu miałby dopłacać? Problem rozwiązał prof. Roman Rybarski, specjalista prawa finansowego, wówczas wiceminister skarbu. Opierając się na doświadczeniach monarchii austro-węgierskiej, stworzył wzór rozliczeń uwzględniający czynnik ludnościowy i finansowy. Część odprowadzana do Warszawy nazywana była tangentą. Dzisiaj szacuje się, że połowa dochodów Śląska zostawała na miejscu. Z drugiej strony województwo śląskie nie partycypowało, poza kosztami utrzymania urzędników państwowych i wojska, w dochodach skarbu Rzeczpospolitej. Wszystkie wydatki finansowało z własnego budżetu. Stąd były pieniądze m.in. na budowę urzędu wojewódzkiego i Sejmu Śląskiego – do dzisiaj największego takiego obiektu administracyjnego w kraju; Skarb Śląski zafundował także Ignacemu Mościckiemu Zamek Prezydencki w Wiśle.
Dzięki Skarbowi Śląskiemu autonomiczne województwo podjęło cywilizacyjny wyścig z niemiecką częścią regionu. Niemcy inwestowali w trójmiasto: Bytom-Zabrze-Gliwice, które miało imponować polskiej części Śląska. Władze autonomii postawiły zaś na szybki, i nie mniej imponujący, rozwój Katowic i Królewskiej Huty (przemianowanej potem na Chorzów).
Już w pierwszych latach, kiedy autonomia raczkowała, a przeżyła raptem 17 lat, znalazła się w ogniu krytyki. Prof. Władysław Jaworski, przedwojenny konstytucjonalista, tak ją oceniał: „Gdyby nie wyraźne stwierdzenie, że Śląsk jest częścią składową państwa, to można by sądzić, iż sam Śląsk ma znamiona państwowości”.
Prof. Józef Kokot, początkowo surowy krytyk autonomii, tuż przed wybuchem wojny zmienił zdanie: uznał ją za teren doświadczalny dla realizacji postanowień konstytucji o samorządzie terytorialnym w Polsce. Postulował nawet rozszerzenie kompetencji Skarbu Śląskiego, którego 60 proc. wydatków stanowiły takie, które normalnie musiałby ponosić skarb państwa. „Pozostałe 40 proc. wydano dotychczas na Śląsku z niespotykaną gdzie indziej celowością i zawsze z dobrym rezultatem” – napisał w publikacji o zakresie działania województwa śląskiego.
W 1926 r., po przewrocie majowym, wojewodą śląskim został Michał Grażyński, jeden z polskich dowódców powstania w 1921 r. i zdecydowany zwolennik sanacji. Akceptował autonomię gospodarczą i kulturalną, ale niechętnie odnosił się do autonomii politycznej. Jasno deklarował: „Nie może być w państwie polskim dwóch władz suwerennych”. Z czasem zaczął się do niej jednak przekonywać, bo wojewodzie, jak nikomu innemu, dawała szerokie uprawnienia do realizacji politycznych celów. Dzięki Skarbowi Śląskiemu powstały olbrzymie Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe, Instytut Pedagogiczny, Konserwatorium Muzyczne i Muzeum Śląskie. Pole do popisu znaleźli w Katowicach architekci. Wojewoda przymierzał się do powołania uniwersytetu i politechniki.
Autonomiczne województwo przestało funkcjonować wraz z wkroczeniem we wrześniu 1939 r. wojsk niemieckich. Formalnie autonomię zniósł 6 maja 1945 r. dekret Krajowej Rady Narodowej.