Koniec wojny secesyjnej w 1865 r. tylko pozornie rozwiązał kwestię murzyńską w USA. Pomimo zniesienia niewolnictwa południowym stanom udało się pod koniec XIX w. przeforsować prawo, które sankcjonowało całkowitą separację białych Amerykanów od czarnych, m.in. w publicznej komunikacji, edukacji, w ośrodkach rekreacyjnych, szpitalach. W teorii miało się wprowadzać zasadę „rozdzieleni, ale równi”. W praktyce regulacje te, znane pod nazwą Jim Crow (od imienia bohatera powstałej w 1828 r. piosenki wyszydzającej Afroamerykanów), były instrumentami upokarzania kolorowej ludności, ograniczającymi swobodę poruszania się, edukacji czy wypowiedzi.
Wszelkie próby zmiany tego prawa były blokowane przez senatorów i kongresmanów z południowych stanów, w których z kolei żyło trzy czwarte czarnoskórej populacji USA. Jednak, jak pisze Nat Brandt w swojej książce „Harlem na wojnie”: „gorsze niż prawne bariery był wszechobecny terror. Bicie, chłosta, tortury i palenie domów były zwyczajną rzeczą na Południu. W latach 1882–1935 ponad trzy tysiące Afroamerykanów zostało zlinczowanych”.
W obronie praw murzyńskiej mniejszości w 1909 r. powołano Krajowe Stowarzyszenie Postępu Ludzi Kolorowych (National Association for the Advancement of Colored People – NAACP), które prowadziło stałą obserwację incydentów o podłożu rasistowskim oraz próbowało wpływać (czasem skutecznie) na decyzje administracji rządowej w kwestii równouprawnienia Afroamerykanów.
W okopach Wielkiej Wojny
I wojna światowa rozpoczęła debatę wokół pytania, czy kolorowa ludność powinna angażować się w konflikt. Socjaliści uważali, że jest to kapitalistyczna awantura, a Afroamerykanie nie mają żadnego interesu we wspieraniu imperiów kolonialnych takich jak Francja czy Anglia.
Jednakże liderzy NAACP obawiali się, że stawanie w otwartej opozycji wobec rządu nie przysporzy zwolenników sprawie murzyńskiej. W konsekwencji ok. 200 tys. czarnoskórych żołnierzy zostało wysłanych do Francji. Jednak tylko jedna czwarta z nich znalazła się na froncie. Pozostali służyli w jednostkach pomocniczych. Dodatkowo dowództwo Amerykańskiego Korpusu Ekspedycyjnego wydało w sierpniu 1918 r. broszurę, w której wyjaśniało francuskim sojusznikom sposób, w jaki powinni obchodzić się z afroamerykańskimi żołnierzami. W broszurze tej czarnoskórzy żołnierze zostali opisani jako stanowiący zagrożenie degeneraci. Francuzom nie wolno było traktować ich w sposób zbyt familiarny ani obdarzać szacunkiem, co byłoby powodem „wielkiego zaniepokojenia Amerykanów i afrontem wobec ich polityki państwowej”.
Jak na ironię, pierwszym amerykańskim żołnierzem, który otrzymał wysokie francuskie odznaczenie za odwagę wykazaną na polu bitwy, Croix de Guerre z gwiazdą, był czarnoskóry Henry Lincoln Johnson z 369 regimentu piechoty. Jednostka ta, składająca się z Afroamerykanów, walczyła jednak pod flagą francuską. Był to pierwszy oddział Ententy, który dotarł do Renu.
W 1925 r. Kolegium Wojenne Armii Amerykańskiej wydało raport oceniający postawę żołnierzy afroamerykańskich na froncie. W swoich wnioskach był on na wskroś rasistowski: „Czarni żołnierze są efektywni i godni zaufania tylko tak długo, jak długo prowadzeni są przez zdolnych, białych oficerów. (...) W procesie ewolucji amerykański Murzyn nie zrobił postępów tak dalekich jak inne grupy człowieczej rodziny”. Raport zaciążył na polityce kadrowej armii. W rzeczy samej, nawet niewielkie ustępstwa, na jakie godziła się administracja amerykańska, wynikały z nieugiętości liderów NAACP, straszących Franklina Delano Roosevelta protestami w całym kraju, oraz z charyzmy żony prezydenta Eleonory, wielkiej orędowniczki emancypacji Afroamerykanów. To m.in. dzięki jej postawie przedstawiciele czarnej społeczności mieli nadzieję, że zaangażowanie w amerykański wysiłek wojenny i wyeksponowanie patriotyzmu będą najlepszą drogą do zniesienia prawnej dyskryminacji oraz likwidacji krzywdzących stereotypów.
1 procent żołnierzy
Po wybuchu II wojny światowej amerykańskie społeczeństwo coraz bardziej zajmował konflikt w Europie. Tymczasem w sierpniu 1940 r. armia amerykańska liczyła ok. 500 tys. żołnierzy, z czego Afroamerykanie stanowili mniej niż 1 proc., stacjonując w odseparowanych od białych żołnierzy jednostkach. W wojsku było tylko pięciu czarnoskórych oficerów, z których trzech pełniło funkcje kapelanów.
Stopniowe zaangażowanie USA w wojnę po stronie Wielkiej Brytanii spowodowało zwiększenie produkcji przemysłowej, a co za tym szło – wzrost zatrudnienia. Jednakże w 75 proc. nowe posady zostały zamknięte przed czarnoskórymi Amerykanami. Dość powszechną postawą było stanowisko firmy Vultee Aircraft, która w oficjalnym oświadczeniu napisała: „Nie należy do polityki tej firmy zatrudnianie pracowników rasy innej niż kaukaska”.
Równolegle utrzymywała się dyskryminacja w zaciągu do wojska. Na 2,5 mln chętnych Afroamerykanów, w ciągu całej wojny armia przyjęła 900 tys. Ci, którym się udało, musieli zetknąć się z prawdziwym obliczem zasady „podzieleni, ale równi”. Na powszechnie wśród Afroamerykanów zadawane pytanie: „Co przyniesie nam wojna?” – codzienne gazety nie dostarczały optymistycznych odpowiedzi. Czytano o linczach dokonywanych na Południu, coraz częstszych incydentach w obozach wojskowych, dyskryminacji.
Afroamerykanie mogli służyć w posegregowanych jednostkach, jednakże w większości przypadków dowodzili nimi biali oficerowie. Jeszcze gorzej było z dostępem do podstawowego wyposażenia baz, którego odmawiano murzyńskim jednostkom. Biali oficerowie (w większości z Południa) nie chcieli nawet szkolić swoich podwładnych. W konsekwencji zdarzały się przypadki takie jak 92 Dywizji Piechoty (afroamerykańskiej), która przez długi czas nie była wysyłana do walki, gdyż obawiano się użyć w walce Murzynów wyposażonych w broń. Wśród wielu jej żołnierzy powszechna była złośliwa uwaga, że południowe stany nadal bardziej zaangażowane były w wojnę secesyjną niż w tę przeciw Hitlerowi.
Kierowcy i myśliwcy
Gdy pierwsze jednostki Afroamerykanów zaczęto wysyłać za ocean, powtórzyła się sytuacja z I wojny. Stacjonowanie w Wielkiej Brytanii wiązało się dla dowództwa amerykańskiego z niedogodnościami – kolorowi żołnierze brytyjscy byli bowiem równi innym w armii Jego Królewskiej Mości i dowództwo amerykańskie obawiało się, że żołnierze nasiąkną „nieodpowiednimi” treściami.
W Europie Afroamerykanie w przeważającej mierze byli żołnierzami w jednostkach transportowych i pomocniczych. Większość z nich nigdy nie miała w rękach broni. Wiele jednostek amerykańskich nie chciało przyjmować ich w swoje szeregi. Tak było na przykład w słynnej 82 Dywizji Powietrzno-Desantowej.
Obsesja segregacji sięgała czasem absurdu: w 1941 r. wynalazca nowej metody transfuzji krwi, założyciel pierwszego banku krwi lekarz Charles Richard Drew, Afroamerykanin, dowiedział się, że Amerykański Czerwony Krzyż nie dopuścił krwi od afroamerykańskich dawców. Pod koniec wojny zdarzało się też, że niemieccy i włoscy jeńcy wojenni byli lepiej traktowani (lepsze jedzenie i zakwaterowanie) niż eskortujący ich czarnoskórzy żołnierze. Problemem okazały się również jednostki lotnicze, gdyż wojsko nie chciało, by czarnoskórych pilotów obsługiwali biali mechanicy.
Murzyński poeta i prozaik Lengston Hughes w swoim wierszu zwracał się do Ameryki: „Teraz mówisz, że za demokrację wojuję/Więc dlaczego demokracja/Mnie nie obejmuje?//Pytam cię, ponieważ chcę wiedzieć to:/Jak długo walczyć mi przyjdzie/I z Hitlerem, i z Jimem Crow”. Ta strofa bardzo dobrze oddaje nastroje Afroamerykanów, którym w kolejnej już wojnie kazano grać role patriotów drugiej kategorii. W rezultacie polityki prowadzonej przez departament wojny niewielu z nich miało szansę wykazania się w walce. Dowództwo amerykańskie zgodziło się wprowadzić na front, eksperymentalnie!, jedynie kilka murzyńskich jednostek. W walkach w Europie wzięły udział m.in.: 92 Dywizja Piechoty, 332 Grupa Myśliwska i 761 Batalion Czołgów.
Poza 92 Dywizją walczącą we Włoszech, której dowódca generał Edward M. Almond, był rasistą, a jego biali oficerowie nie ufali swoim czarnoskórym żołnierzom tak dalece, że nawet na froncie nie chcieli wydawać im amunicji, wspomniane jednostki uzyskały dobre noty i wysokie uznanie. 761 Batalion Czołgów, tzw. Czarne Pantery, jako jeden z niewielu za swoje zasługi w walce we Francji, Belgii i Niemczech został odznaczony Prezydencką Pochwałą – elitarnym odznaczeniem nadawanym jednostkom za wybitną służbę frontową. 332 Grupa Myśliwska była proszona o osłanianie bombowców w lotach nad Niemcy i Włochy. Nigdy nie zdarzyło się, by zestrzelono choćby jeden z eskortowanych przez nią samolotów. Także w marynarce wojennej służyło wielu Afroamerykanów, ale przygniatającą większość z nich wyznaczono na stanowiska niebojowe. W walkach na Pacyfiku wyróżnił się 24 „czarny” Pułk Piechoty.
Jedyna inicjatywa zmierzająca w kierunku zlikwidowania segregacji w armii pojawiła się w trakcie niemieckiej kontrofensywy w Ardenach w 1944 r. Dowództwo armii tak rozpaczliwie poszukiwało dodatkowych żołnierzy do walki, że wyszło z propozycją wspomożenia białych żołnierzy Afroamerykanami. Z ok. 2 tys. wyselekcjonowanych ochotników utworzono kilkadziesiąt plutonów, które oddelegowano do białych kompanii. Żołnierze zyskali pochwały swych dowódców, jednakże tuż po zakończeniu ofensywy niemieckiej cały eksperyment odwołano, by nie drażnić amerykańskich polityków. Żołnierze powrócili do macierzystych jednostek. W wielu innych pojedynczych przypadkach Afroamerykanie dowiedli jednak, że ich wartość bojowa wcale nie była niższa niż ich białych kolegów.
Po wojnie postawa tych wybranych jednostek wpłynęła na stopniową zmianę polityki i w lipcu 1948 r. zaowocowała decyzją prezydenta Trumana, która rozpoczęła desegregację w siłach zbrojnych USA. Był to także akt symboliczny. Oznaczał, że administracja amerykańska uznawała, iż Afroamerykanie są w stanie wziąć odpowiedzialność za swój kraj, służąc w siłach zbrojnych na równi z białymi obywatelami. I to właśnie desegregacja w armii doprowadziła do stopniowej likwidacji innych barier w życiu całej afroamerykańskiej społeczności, w tym m.in. do ostatecznego zniesienia w 1964 r. owianych złą sławą praw Jim Crow.