Ormianie już w VI w. p.n.e. stworzyli na Zakaukaziu swoje państwo. O panowanie nad Armenią rywalizowały wielkie mocarstwa starożytności: Persja, Macedonia Aleksandra Wielkiego, Rzym, Cesarstwo Bizantyjskie. Na przełomie IV i V w. n.e. Królestwo Armeńskie jako pierwsze oficjalnie przyjęło religię chrześcijańską. W XVI w. ziemie Ormian zostały podbite przez Turków i wcielone do imperium osmańskiego.
Kolejne okupacje i fale represji sprawiały, że tysiące Ormian opuszczały ojczyznę wybierając życie w diasporze. Niektórzy zamieszkali m.in. polsko-litewską Rzeczpospolitą. Większość jednak pozostała na miejscu i żyła jako chrześcijańscy poddani tureckiego sułtana. Korzystając ze stosunkowo tolerancyjnej polityki Turków wobec lojalnych mniejszości (system tzw. millet) przez cztery stulecia przedsiębiorczy Ormianie osiedlali się w miastach rozległego imperium, gdzie z sukcesem zajmowali się handlem, bankowością i usługami. Szybko osiągnęli status finansowej elity. Na wschodzie Turcji, na Wyżynie Armeńskiej, nadal stanowili względną większość, obok Turków, Kurdów, Czerkiesów.
Rosyjskie podboje
W XIX w. Rosja rozpoczęła podbój Zakaukazia, co wywołało długotrwały konflikt z Turcją. Część terenów ormiańskich z Erywaniem dostało się wówczas pod rosyjskie panowanie. Planując dalszą ekspansję, Rosjanie nie wahali się przed wykorzystywaniem haseł o wyzwoleniu chrześcijan spod islamskiego jarzma. Władze w Petersburgu podsycały wśród Ormian nacjonalistyczne i antytureckie nastroje. Także rządy Francji, Wielkiej Brytanii i Rosji rywalizowały ze sobą o wpływy w słabnącym imperium osmańskim. Instrumentalnie traktowana kwestia ormiańska dawała mocarstwom pretekst do nacisków na sułtana. Z kolei Ormian łudzono obietnicą szerokiej autonomii, a nawet przyszłej suwerenności.
Władze Turcji coraz częściej traktowały więc Ormian jak piątą kolumnę. Skutkiem były zorganizowane przez państwo fale pogromów w latach 1895–1896 i w 1909 r. Z tureckich rąk zginęło wówczas nawet 200–300 tys. Ormian. W lutym 1914 r., z poparciem pozostałych mocarstw ententy, Rosja wymusiła na Turcji zawarcie porozumienia o międzynarodowym, w praktyce rosyjskim, nadzorze nad wprowadzaniem ormiańskiej autonomii. Umowa upokarzała Turków, niedziwne zatem, że stała się jednym z czynników pchających rząd w Stambule w objęcia państw centralnych, a jednocześnie przyczyniła się do dalszego wzrostu nastrojów antyormiańskich. Po wybuchu pierwszej wojny światowej w sierpniu 1914 r. Turcja rzeczywiście przystąpiła do walki u boku Niemiec i Austro-Węgier.
W ocenie tragedii, do której doszło na terenie Anatolii w 1915 r., kluczowe znaczenie ma spór o intencje, jakie przyświecały Turkom. Ormian siłą wówczas wywieziono na Pustynię Syryjską; wskutek czystek śmierć poniosło kilkaset tysięcy osób. Zdaniem strony ormiańskiej, podzielanym przez licznych badaczy, pod pozorem deportacji z premedytacją przeprowadzano zaplanowaną i starannie przygotowaną czystkę etniczną: eksterminację całego narodu w celu definitywnego rozwiązania problemu ormiańskiego. Jako dowód przytaczane są niedwuznaczne wypowiedzi młodotureckich przywódców, a także nieliczne ocalałe dokumenty. Podkreśla się, że Młodoturkom (nacjonalistycznemu ugrupowaniu rządzącemu wówczas Turcją) przyświecała idea stworzenia Wielkiego Turanu, czyli skupienia w jednym organizmie państwowym ziem zamieszkanych przez muzułmańską ludność o tureckich korzeniach etnicznych. Przeszkodą w realizacji zamierzenia byli przede wszystkim chrześcijańscy Ormianie odgradzający Turcję od terenów planowanej ekspansji, znajdujących się pod panowaniem rosyjskim.
Rachunki ofiar
O zbrodniczych intencjach miał świadczyć sam przebieg deportacji Ormian. Przypomina się, że już na początku 1915 r. rozbrojono ormiańskich rekrutów w wojsku; większość rozstrzelano lub zamęczono niewolniczą pracą. Następnie pozbawiano ludność ormiańską mienia, izolowano i uśmiercano przywódców lokalnych społeczności, oddzielano kobiety od mężczyzn. Pędzone w słonecznej spiekocie przez setki kilometrów kobiety, starców i dzieci pozbawiano wody i głodzono. Tysiące ograbionych, zbezczeszczonych i niepogrzebanych zwłok jeszcze przez długie miesiące zalegały główne trakty komunikacyjne.
W odpowiedzi na oskarżenia Turcy przypominają powody, które ich zmusiły do podjęcia decyzji o deportacjach. Jeszcze przed wybuchem wojny w armii rosyjskiej przystąpiono do formowania ormiańskich jednostek złożonych z uciekinierów z Turcji, a na teren Anatolii przerzucano dywersantów. Rosjanie mieli jakoby zamiar wywołania powstania jako wstęp do podboju całej Wyżyny Armeńskiej.
Aby uprzedzić rosyjskie działania, Turcja rozpoczęła ofensywę na Kaukazie. Ta jednak na przełomie 1914 i 1915 r. zakończyła się klęską. W pierwszych miesiącach 1915 r. Turcja stanęła zatem przed groźbą rosyjskiej inwazji na swoje terytorium, zamieszkane przez sprzyjających wrogom Ormian. Decyzja o deportacjach była przeto uzasadniona, a nawet konieczna: celem było wyłącznie oczyszczenie zaplecza. Do wypadków śmierci dochodziło jedynie na skutek zrozumiałych w warunkach wojennych trudności transportowych, aprowizacyjnych, incydentalnych nadużyć lokalnej administracji lub ataków rabunkowych band kurdyjskich koczowników.
Zasadnicza różnica zdań dotyczy także ustalenia liczby śmiertelnych ofiar. Szacunki ormiańskie mówią o co najmniej milionie osób zamordowanych, zmarłych z wycieńczenia, głodu i chorób (przed 1915 r. w Turcji mieszkało ok. 2 mln Ormian). Według Turków – przed wojną w ich państwie żyło jedynie około miliona Ormian. Przyznają natomiast, że część, nawet 200–300 tys., poniosła śmierć podczas deportacji. Przypominają też, że w ostatecznym bilansie krzywd należałoby uwzględnić przynajmniej tyle samo muzułmańskich ofiar okrutnego ormiańskiego odwetu podczas kilkakrotnego zajmowania części terytorium Turcji przez rosyjskie wojska w latach 1915–1917. Strona ormiańska była nie tylko ofiarą, ale i sprawcą, poza tym w dużej mierze sprowokowała nieszczęście, które na nią spadło.
Badacze byli i są skazani na szacunki. Jeszcze w 1916 r. słynny angielski historyk Arnold Toynbee, uznał, że bezpośrednio w wyniku deportacji zginęło ok. 600 tys. Ormian, jednak do tego należy dodać kolejne 600 tys. zamordowanych w egzekucjach i zmarłych na pustyni. Toynbee zakładał, że w Turcji mieszkało ok. 1,8 mln Ormian, przeżyło zatem 30 proc. Najnowsze badania uczonych amerykańskich, np. Richarda Harissiana, Charlesa Walkera, Justina McCarthy’ego (powszechnie uznawanego za turkofila), a nawet Turka Tanera Akcama szacują łączną liczbę ormiańskich ofiar tureckich działań w 1915 r. na 600–650 tys., a odsetek ocalonych na 40–45 proc.
Strona ormiańska oskarża Turków o celowe zniszczenie kompromitujących dokumentów oraz uniemożliwienie dostępu do jeszcze pozostałych. Jak twierdzą Ormianie, do dzisiaj są udostępniane badaczom tylko te archiwalia, które potwierdzają turecką wersję wydarzeń, a zgodę na badania otrzymują jedynie starannie dobrani historycy, głoszący poglądy protureckie. (Tzw. dokumenty Arama Andoniana, czyli depesze Talaata Paszy, młodotureckiego ministra spraw wewnętrznych z 1915 r., zostały przez samych Ormian potajemnie wykradzione i opublikowane na Zachodzie jeszcze w latach dwudziestych). Jednakże dzięki licznym relacjom świadków, w tym cudzoziemców, można dokładnie odtworzyć dzieje zbrodni. Dokumentacją i pracą badawczą zajmują się wyspecjalizowane organizacje, głównie w USA i zachodniej Europie, m.in. instytuty działające w Amsterdamie i przy uniwersytecie w niemieckim Bochum.
Strona turecka odrzuca zarzuty o ukrywanie i wybiórcze udostępnianie dokumentów przekonując, że większość rzeczywiście uległa zniszczeniu na początku lat dwudziestych. Ormiańskim relacjom zarzucają tendencyjność i małą wiarygodność, gdyż w większości powstały po latach wyłącznie w celu oczernienia Turcji. Zdaniem Turków – większość przekazów cudzoziemców jest nacechowana rasizmem i poczuciem wyższości, pochodzi również z drugiej ręki, powstała bowiem pod wpływem opowieści samych Ormian. Niewiarygodne są zwłaszcza zbiory świadectw publikowane na Zachodzie jeszcze podczas trwania pierwszej wojny (np. słynna Błękitna Księga opublikowana w Wielkiej Brytanii w 1916 r.), gdyż sponsorującym wydania rządom państw ententy zależało wówczas na zdyskredytowaniu Turcji. Natomiast do efektów pracy współczesnych fundacji należy podchodzić ze sceptycyzmem, gdyż większość działa za pieniądze wykładane przez ormiańską diasporę. W 1983 r. tureccy uczeni: Inasi Örel i Süreyya Yuca, przeprowadzili drobiazgowe badania, na podstawie których udowodnili, że uchodzące za autentyczne dokumenty Andoniana w istocie są ormiańskim falsyfikatem. Sprawa do dzisiaj nie została w pełni rozstrzygnięta, jednak afera wywołała ożywioną dyskusję.
Obiektywnie największą wartość źródłową mają świadectwa żołnierzy i dyplomatów niemieckich z lat pierwszej wojny światowej. Niemcy nie byli zainteresowani oczernianiem ówczesnych sojuszników. Mieli także dostęp do dokumentów, a niemieccy oficerowie służyli w tureckich jednostkach. Niektóre przekazy, jak np. unikatowe fotografie porucznika Armina Wegnera, mają wyjątkową siłę wyrazu. Nie zaprzecza temu nawet strona turecka, która próbuje jednak marginalizować ich znaczenie.
Ludobójstwo - spór o słowo
Ormiańska diaspora prowadzi starania o uznanie masakr z 1915 r. za zbrodnie ludobójstwa (genocide) w rozumieniu konwencji ONZ z 1948 r. Turcy równie stanowczo przeciwdziałają, nie szczędząc sił i środków. W sporze nie chodzi tylko o wskazanie winnych. Zbrodnie ludobójstwa nie ulegają bowiem przedawnieniu, umożliwiają dochodzenie sprawiedliwości przed międzynarodowymi trybunałami i także żądania zadośćuczynienia. Ormiańska diaspora jest bardzo wpływowa zwłaszcza w USA, Kanadzie, Francji i Argentynie. Ormiańskie organizacje z tych krajów rozpoczęły starania o ustanowienie 24 kwietnia (data rozpoczęcia deportacji w 1915 r.) międzynarodowym dniem pamięci o ofiarach tureckiego ludobójstwa. Do 2007 r. zdołały doprowadzić do oficjalnego uznania tureckiej winy przez 22 państwa (głównie zachodnie; w 2005 r. przez Polskę). W 1987 r. Parlament Europejski uznał, że negowanie faktu ludobójstwa przez Turcję może być istotną przeszkodą w integracji tego państwa z EWG. Stanowisko to zostało powtórzone w 2002 r. w kontekście starań Turcji o wstąpienie do UE.
Rząd w Ankarze i turecka opinia publiczna zwykle bardzo ostro reagują na każdą podobną inicjatywę. Dochodzi do demonstracyjnego odwoływania tureckich dyplomatów z państw, których organy podejmują stosowne uchwały, zrywania porozumień gospodarczych, prób blokowania niewygodnych publikacji i wypowiedzi, a nawet pogróżek pod adresem osób uznających rację ormiańską. Protestowano nawet przeciwko tablicy pamiątkowej odsłoniętej w jednym z prowincjonalnych francuskich miast.
Kilkakrotnie Turcji udawało się zablokować stosowne uchwały Komisji Praw Człowieka ONZ. Kluczowe jest stanowisko Stanów Zjednoczonych. O ile jednak poszczególni gubernatorzy i kongresmeni, np. z Kalifornii czy Michigan, ze względu na swych licznych ormiańskich wyborców są gotowi do przegłosowania uchwały potępiającej Turcję, to administracje kolejnych prezydentów pozostają daleko bardziej powściągliwe. Turcja jest członkiem NATO, ważnym sojusznikiem USA na Bliskim Wschodzie, co uwidoczniło się choćby podczas ostatniej wojny w Iraku.
W walce o przychylność światowej opinii publicznej Ormianie zdecydowanie wygrywają. Jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym publikacje różnych autorów, od Agaty Christie po wspomnianego Arnolda Toynbee, zbudowały obraz okrutnie skrzywdzonego narodu. W drugiej połowie XX w. ambasadorami sprawy ormiańskiej stali się zwłaszcza artyści ormiańskiego pochodzenia, np. światowej sławy aktor i pieśniarz Charles Aznavour (wł. Szanur Varinag Aznavurian), pisarz William Saroyan, aktorka i piosenkarka Cher (Cherilyn Sarkisian), aktor i dramaturg Eric Bogosian czy reżyser i producent filmowy Atom Egoyan. Wspólnym staraniem diaspory w 2002 r. wyprodukowano w Hollywood film fabularny „Ararat”, wyreżyserowany przez Egoyana w formie politycznego thrillera, opowiadający m.in. o wydarzeniach 1915 r. Niemal bez echa przechodzą natomiast tureckie publikacje. Nie przysparzają Turkom sympatii zwłaszcza próby blokowania ormiańskich inicjatyw, np. dystrybucji wspomnianego wyżej filmu.
Ważnym atutem strony ormiańskiej jest eksponowanie religijnego i kulturowego tła masakr. Chętnie podkreśla się, że cywilizowany naród chrześcijański został poddany prześladowaniom ze strony barbarzyńskich przedstawicieli muzułmańskiego Wschodu. Przywołuje się przykłady brutalnego zmuszania Ormian do konwersji na islam czy obrazy męczeństwa za wiarę przypominające nękanie chrześcijan w starożytności. Wielkim propagandowym sukcesem była wizyta papieża Jana Pawła II w postsowieckiej Republice Armenii w 2001 r., połączona z beatyfikacją grupy katolickich męczenników z 1915 r.
Był wszakże czas, gdy sympatia dla Ormian w zachodnim świecie wyraźnie się zachwiała. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w. ormiańskie bojówki postanowiły przypomnieć o krzywdzie własnego narodu za pomocą akcji terrorystycznych wymierzonych w tureckie przedstawicielstwa dyplomatyczne. W zamachach zginęli m.in. ambasadorowie w Wiedniu i Paryżu, bomby wybuchały także pod siedzibami firm utrzymujących kontakty handlowe z Turcją. Jeden z ładunków eksplodował przed domem znanego brytyjsko-amerykańskiego historyka Bernarda Lewisa, uznanego za propagatora tureckiej polityki negacjonizmu w sprawie ormiańskiej zagłady. Łącznie w zamachach zginęło ponad 30 osób. W kilku wypadkach zamachowców udało się postawić przed sądem, ale procesy skutecznie wykorzystali jako propagandową trybunę.
Jednocześnie w samej Turcji wdrożono kampanię przeciwko – jak to nazwano – szkalowaniu dobrego imienia ojczyzny. W kodeksie karnym znalazł się przepis (art. 304) przewidujący surowe sankcje za szkodzenie państwu i narodowi. Jako przykład podano głoszenie „niezgodnych z prawdą historyczną informacji o masakrach Ormian”. Po deklaracji francuskiego Zgromadzenia Narodowego w 2001 r. w sprawie tureckiego ludobójstwa Ormian w Turcji bojkotowano francuskie towary, taksówkarze nie chcieli wozić francuskich turystów, a na lotniskach zamknięto przed Francuzami saloniki dla vipów. Gdy późniejszy noblista turecki pisarz Orhan Pamuk w wywiadzie dla szwajcarskiej telewizji w 2005 r. wezwał rodaków do rozliczenia się z trudną przeszłością i przyjęcia winy za zbrodnie na Ormianach i Kurdach – palono publicznie jego książki i usiłowano go postawić przed sądem.
Nieprzejednane stanowisko prezentują także Ormianie i to nie tylko z diaspory. Oficjalnie nie ma stosunków dyplomatycznych między Ankarą a Erywaniem. Kiedy w latach dziewięćdziesiątych XX w. armeński prezydent Lewon Ter-Petrosjan próbował doprowadzić do przełomu i usunąć z konstytucji wzmiankę o tureckich masakrach, spotkał się z ostrą i powszechną krytyką, a następnie został odsunięty od władzy, m.in. pod zarzutem zdrady sprawy narodowej. Według sondaży z tego okresu – ponad 93 proc. Ormian uważało Turków za śmiertelnych wrogów.
Jednakże u progu XXI stulecia, zwłaszcza ze strony rządu w Ankarze, ubiegającego się o przyjęcie swego kraju do Unii Europejskiej, pojawiało się coraz więcej pojednawczych gestów. Kontrowersyjny art. 304 kk został zniesiony w 2005 r. Pojawiły się książki i prasowe artykuły bez propagandowego zacietrzewienia przypominające ormiańską tragedię, a w liberalnych czasopismach nawet apele o historyczny rachunek sumienia. Uruchomiono połączenie lotnicze Stambuł–Erywań. Poproszono o mediację rząd USA i próbowano powołać Turecko-Armeńską Radę Pojednania, która miała zająć się m.in. kwestią oceny wydarzeń 1915 r. Niestety, ta ostatnia kwestia ponownie stanęła na przeszkodzie politycznemu kompromisowi. Ówczesny prezydent Robert Koczarian oświadczył, że Armenia nie widzi potrzeby rewizji interpretacji swej historii i odrzucił zaproszenie do udziału w Radzie.
Doszło natomiast – choć za kuloodporną szybą – do wspólnego oglądania w Erywaniu meczu piłkarskiego Armenia-Turcja przez prezydenta Turcji Abudullaha Gula i armeńskiego Serża Sarkisjana. W ramach eliminacji do mistrzostw świata Turcy wygrali 2:0.