Nadszedł czas, żeby wyznać całą prawdę: podhalański oscypek jest wyrobem nielegalnym. Nielegalna jest jego produkcja i sprzedaż, a co za tym idzie spożywanie jest procederem nielegalnym. Tymczasem oscypek jak rosyjska mafia zawojował świat od Chicago po Watykan. Teraz musi jeszcze rzucić na kolana unijnych urzędników.
Wycofanie z rynku Lipobayu – popularnego leku obniżającego poziom cholesterolu – to duża porażka przemysłu farmaceutycznego i dowód na to, że leki źle dobrane mogą szkodzić naszemu zdrowiu. Trzeba też uważać, by nie zażywać jednocześnie niektórych rodzajów medykamentów, nie łączyć ich z pewnymi typami żywności i napojów.
Temat: genetycznie modyfikowane zboża. Europejczycy się ich boją, a Amerykanie powiększają pola upraw. Kto wybrał lepszą drogę, a kto się obudzi zbyt późno?
Polska służba weterynaryjna opuszcza i podnosi graniczny szlaban z coraz większą częstotliwością. Powodem są epidemie nękające europejskie hodowle i związana z tym konieczność ochrony polskich zwierząt. Importerzy sprowadzający do Polski mięso i jego przetwory żyją w stałej niepewności, bo granica jest zamykana i otwierana niespodziewanie i nigdy nie wiadomo, jakich produktów ani których państw ograniczenia będą dotyczyły. Ale niektórzy importerzy potrafią sobie z tym jakoś poradzić.
Strach przed chorobą Creutzfeldta-Jakoba spowodował, że coraz więcej osób widząc na talerzu kawałek befsztyka czuje się niemal jak przy rosyjskiej ruletce. Na pytanie, jeść albo nie jeść mięsa, coraz częściej odpowiadamy przecząco. Popyt na wołowinę gwałtownie się skurczył. Wydłuża się lista potraw zwiększonego ryzyka. Do móżdżku na grzance dołączyły flaki, steki (tzw. T-bone), a nawet parówki uznawane przez niektórych za dietetyczne. Straciliśmy kompletnie głowę, czy też może zachowujemy się racjonalnie?
W Wielkiej Brytanii 4 tys. osób tygodniowo przechodzi na wegetarianizm. Także u nas dieta jarska staje się coraz bardziej popularna. Jedni odrzucają mięso, bo nie chcą mieć nic wspólnego z tym, co dzieje się w rzeźniach i na fermach hodowlanych; inni, ponieważ są przekonani, że to zdrowa dieta, jeszcze inni kierują się motywacją ekologiczną, ponieważ przemysł mięsny degraduje środowisko naturalne. Ostatnio, w związku z chorobą szalonych krów, pojawiła się jeszcze jedna grupa: wegetarianie ze strachu. Być może, gdy panika opadnie, część ludzi wróci do jedzenia mięsa, ale do obrazka sielskiej farmy, na której pasie się czarna krowa w kropki bordo, a obok tarza się w kałuży świnka Piggy, trudno będzie powrócić.
Całkowity zakaz importu do Polski żelatyny wołowej znów zwraca uwagę opinii publicznej na Kazimierza Grabka, który do niedawna kontrolował, w mniej lub bardziej formalny sposób, cały jej rynek. Pozornie król żelatyny został zdetronizowany. Za chwilę jednak objawi nam się jako zbawca, który uratuje od upadku polski przemysł spożywczy.
Ważną dla Francuzów lekturą były od zawsze rozmaite przewodniki kulinarne, w rodzaju dzieł Michelina czy Guy Pudlowskiego, o tym, gdzie i co zjeść najlepiej. Oto jednak pojawiły się ostatnio instruktaże gastronomiczne z (niepewnymi) poradami nowego typu: czego i gdzie najlepiej nie jeść, co zaś jeszcze można pochłaniać bez większych obaw. Wyraźny to objaw, powiedzmy, pełzającego lęku – bo nadużywane określenia psychoza albo panika są na pewno zbyt mocne.
Kolejny raz padł blady strach na zjadaczy mięsa w Europie. Choroba szalonych krów (BSE) na dobre przeniosła się z Wysp Brytyjskich na kontynent. Główny lekarz weterynarii kraju zamknął więc polskie granice przed importowaną z Francji wołowiną. W ten sposób – przynajmniej na jakiś czas – ograniczył jedno z istotnych zagrożeń. Kłopot w tym, że jest ich więcej. A nie wszystkie da się zmniejszyć w tak prosty sposób.