Związkowcy z Solidarności wiedzą, że do strajku generalnego nie znajdą chętnych. Zwłaszcza że w związku ścierają się różne frakcje, a do załatwienia wciąż pozostaje „sprawa Mariana”.
Uczniowie Andrzeja Leppera idą w ślady przewodniczącego Samoobrony. Szefowie Związku Zawodowego Rolników Ojczyzna nie dorównują jednak mistrzowi, bo zostawiają ślady; fałszują dokumenty i wystawiają pokwitowania.
Na odejściu z pracy można też nieźle zarobić. Podczas niedawnej awantury o sprzedaż warszawskiego STOEN niemieckiej firmie pracownicy przedsiębiorstwa murem stanęli za ministrem skarbu. Przekonał ich do cudzoziemca wynegocjowany z inwestorem pakiet socjalny. I trudno się dziwić. Załogi objęte takimi umowami to wybrańcy losu. Rekordziści dostawali po 200 tys. zł odprawy.
Elitę Solidarności ogarnęła przedwyborcza gorączka. Przewodniczący Krzaklewski po raz pierwszy od 11 lat będzie musiał stanąć w szranki z rzeczywistymi, a nie pozornymi rywalami. Ale to wcale nie koniec kłopotów.
W górnictwie działa trzydzieści związków zawodowych – każdy samorządny i niezależny. Głównie z nazwy: kilkuset działaczy pobiera pensje z kopalnianych kas, kopalnie utrzymują związkowe biura. Szefowie spółek i związkowy aparat to jedna zgrana drużyna.
Rząd, mimo ostrego sprzeciwu związków zawodowych, skierował do Sejmu projekt zmian w kodeksie pracy. Władza tłumaczy swoją determinację pewnością, że nowe przepisy zachęcą przedsiębiorców do przyjmowania nowych pracowników, a także legalizacji zatrudnienia tych, którzy pracują na czarno. Związkowcy, a jest ich już obecnie mniej niż bezrobotnych, upierają się, że liberalizacja przepisów ułatwi tylko dalsze zwolnienia.
Pierwszy spór nowego rządu ze związkowcami na tle konsultowania ustaw podatkowych wywołuje pytanie o dzisiejszą rolę central związkowych, zwłaszcza przy tworzeniu prawa. Opiniowanie przez zainteresowanych aktów normatywnych jest praktyką zdrową. Pod warunkiem, że nie utrudnia funkcjonowania państwa.
Atak na Mariana Krzaklewskiego, przeprowadzony podczas XIV Zjazdu Solidarności w Poznaniu, szybko się załamał. Przeciwnicy szefa „S” wyraźnie przegrali w głosowaniu – 31 do 182. Nie świadczy to jednak o realnej sile przewodniczącego. To żaden z jego rywali nie poczuł się na tyle mocny, by samodzielnie pokusić się o zwycięstwo.