Osoby, które płacą składkę emerytalną krócej niż 15 lub 20 lat, zamiast emerytury otrzymają jednorazową wpłatę na konto.
Kolejne rządy mają pomysły, jak zachęcić do oszczędzania na starość. A przy okazji coraz bardziej podważają zaufanie Polaków do ZUS.
Andrzej Duda w kampanii wyborczej zapewniał, żeby nie wierzyć, że brakuje pieniędzy na powrót do krótszego wieku emerytalnego. A Beata Szydło, kandydatka na premiera, dodawała – „wystarczy tylko dobrze rządzić”.
Wiele osób obawia się o swoje przyszłe emerytury. Lęk ten potęgują nieprawdziwe informacje o nieuchronnym bankructwie Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który w opinii publicznej jawi się jako instytucja odpowiadająca za wszystko, co jest związane z systemem emerytalnym. Tymczasem Zakład jedynie obsługuje ten system. Nie decyduje o wysokości świadczeń. Ustala wyłącznie prawo do nich, wylicza kwotę i ją wypłaca. Czyni to, stosując i wykonując obowiązujące przepisy.
Przeciętna długość życia Polaków wydłuża się. Za 20 lat – według prognoz GUS – osoby w wieku 65 lat i starsze będą stanowiły 23 proc. całej populacji. Będą potrzebowały od państwa wsparcia. Gwarantem są ubezpieczenia społeczne.
Konkurs na stanowisko prezesa ZUS bardziej przypomina randkę w ciemno niż poszukiwanie kompetentnego fachowca do kierowania największą instytucją finansową w Polsce.
W konkursie do fotela prezesa ZUS, największej finansowej instytucji w kraju, wykruszyli się już wszyscy kandydaci, została tylko jedna – Katarzyna Kalata.
To sztandarowy projekt ministra finansów, Mateusza Szczurka, idealnie wpisujący się w postulat przyjaznego państwa. Niestety nie obyło się bez wad.
Program „Mieszkanie dla Młodych” ma być przyjaźniejszy dla rodzin wielodzietnych. Z powodu ogromu ograniczeń wciąż jednak pozostaje niedostępny dla większości Polaków.
Coś w walce ze „śmieciówkami” jednak zaczyna się robić. Nieśmiało, ale w dobrą stronę.