Wojciech Raczyński z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej
Wzorem lat ubiegłych proponujemy czytelnikom wakacyjną rubrykę prognoz meteorologicznych. Jej podstawą będą precyzyjne, jak pokazało doświadczenie, przewidywania pogody na najbliższą środę, czwartek, piątek i weekend dla kilku miejsc w Polsce i Europie, gdzie najczęściej wypoczywają Polacy. Prognozy te przygotowuje dla czytelników „Polityki” Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, a komentarzem opatruje pracownik Instytutu Wojciech Raczyński.
Przez wiele kwietniowych i majowych tygodni w Polsce (wyłączywszy nieco zachodnich i południowych obrzeży) nie spadł obfity deszcz. W dzień uprawy na polach i w sadach paliło słońce, za to w nocy niszczył je przymrozek. Choćby teraz zaczęło nawet lać jak z cebra, stało się: wymarzły zboża, wyschły łąki, spłonęły hektary lasów. Prognozowana katastrofa w rolnictwie powoli staje się faktem. Rolnikom puszczają nerwy, samorządowcy i związkowcy coraz głośniej domagają się ogłoszenia stanu klęski żywiołowej.
Ostatnią, krótką, choć prawdziwą, zimę mieliśmy jesienią. Lato zaś wybuchło pod koniec kwietnia, czyli w środku kalendarzowej wiosny. Wszystko zapewne po to, abyśmy z kolei wiosnę mieli w lecie. Krótko mówiąc – pomieszanie z poplątaniem. Tylko po co i dlaczego?