Prezydent Mugabe musi wygrać wybory. Przecież jest ojcem narodu. Na wszelki jednak wypadek zdusił opozycję i zakneblował niepokorne media. Wyprosił z kraju większość zagranicznych obserwatorów. No i obiecał weteranom, że im rozda ziemię. Nie mógł wymyślić lepszej obietnicy wyborczej.
Polszczyzna Chanjerai’a Hunzviego – pamiątka po medycznych studiach w Warszawie i po byłej żonie – jest już dość chwiejna; ale czy to nie przeżycie samo w sobie – rozmawiać z Hitlerem po polsku? Zwłaszcza że lubi żartować. Pytam Doktora (tak tu w Zimbabwe należy się do niego zwracać), ile jest prawdy w opinii, że weterani wojenni to rodzaj prywatnej armii prezydenta Roberta Mugabe, a on sam – Chanjerai Hitler Hunzvi – to tej armii generał. – A to fajne! – cieszy się z dowcipu. Nie, on jest członkiem tej samej partii co prezydent ZANU-PF, pozostaje oczywiście jego podwładnym jako były towarzysz walki o niepodległość i obecny szef organizacji weteranów tej walki (warvets), ale żeby zaraz generał. – Chociaż... gdyby byłem generał, to w Zimbabwe sprawa już by było załatwione. No, a sami weterani, o których się czyta i słyszy, że to bezwzględni bandyci, żądni krwi białych – kto to? Wybuch pogodnego oburzenia: – Ojej matka! Bandyci! To jest coś straszne! Kiedy biliśmy się o naszą wolność, przeciwnik nazywał nas terrorystami. Teraz, kiedy walczymy o naszą ziemię, znalazł inne podłe określenie, tłumaczy Doktor Hitler.
Wspierani przez rząd napastnicy zajęli już ponad tysiąc spośród czterech i pół tysiąca farm w Zimbabwe. Zamordowali dwóch białych farmerów. Zgwałcili zbiorowo kilka białych kobiet. Ale wbrew pozorom nie chodzi o nienawiść rasową, lecz o władzę. Autokratyczny Robert Mugabe, od 20 lat prezydent, gotów jest pchnąć swój kraj w otchłań, byle rządzić. Zagrożony przez coraz silniejszą opozycję wybrał białych na kozła ofiarnego.