Kiedyś żeglarstwo było domeną klubów sportowych. Obecnie coraz bardziej się prywatyzuje. Posiadanie dużego jachtu albo jeszcze lepiej motorówki staje się kolejną, po luksusowych samochodach i domach, oznaką zamożności. Niedawna eksplozja motorówki, w której zginęło dwoje dzieci, a dorośli (w tym znany muzyk Jan Pospieszalski) zostali poważnie ranni, ujawniła zatrważający niekiedy poziom bezpieczeństwa naszej żeglugi, a także brak nadzoru i chaos prawny na wodach i w portach.
W stolicy Tasmanii - Hobart, uważanej przez żeglarzy za jeden z najpiękniejszych portów świata, nie było hucznych sylwestrowych zabaw, w niebo nie wzbiły się sztuczne ognie i nie pito szampana na plażach. Zamiast tego na zakończenie 54 edycji regat Sydney-Hobart, które są ważnym elementem świętowania Nowego Roku w Australii, na maszty wciągnięto czarne flagi.
Rosjanie, Amerykanie, Anglicy organizują wielomiesięczne rejsy pełnomorskie dla młodzieży w cyklu tzw. szkół pod żaglami. Czasem wspominają, że pomysł ten narodził się w Polsce. U nas natomiast idea ta - jak wiele dobrych pomysłów - niemal utonęła w morzu biurokracji.