Po kilku chudych latach 74. edycja ma zwiastować odrodzenie festiwalu. Na pytanie, jak pogodzić artystyczną jakość z polityką – znakiem firmowym Berlinale – trudno jednak udzielić zadowalającej odpowiedzi.
Z opowieści o tzw. talent show, które rozpleniły się w telewizyjnych stacjach, można zrobić niemal wszystko: komedię i tragedię, melodramat i farsę, rzecz demaskatorską i rzecz psychologiczno-obyczajową.
Adam Małysz, niegdyś nieśmiały zagubiony chłopak, który miał kłopoty nawet ze zwykłą rozmową, w ciągu dwóch lat przeszedł prawdziwą metamorfozę. Dziś zadziwia nie tylko rekordowymi skokami, ale także stuprocentową pewnością siebie, stoickim spokojem i pogodą ducha. Zanim do tego doszedł, musiał przy fachowej pomocy przejść trening psychologiczny. Trema jest prawdziwą torturą dla nieśmiałych, a nieśmiałość często bywa lekceważona, wyśmiewana, skazująca na porażkę, na margines. Zwłaszcza w czasach wolności gospodarczej i bezwzględnej konkurencji na rynku pracy, kiedy świat należy do ludzi przebojowych i wygadanych. Według dr. Bernardo Carducciego, dyrektora Instytutu Badań nad Nieśmiałością Uniwersytetu Indiana, w ciągu ostatnich 15 lat w społeczeństwach zachodnich odsetek ludzi nieśmiałych wzrósł z 40 do 48 proc. Liczba cierpiących męki zażenowania Polaków zgodnie z ostrożną oceną krajowych specjalistów jest o 10–12 proc. wyższa. Wygląda więc na to, że prawie połowa obywateli naszego kraju lęka się codziennych sytuacji wymagających stanowczych reakcji, nie potrafi wypowiedzieć publicznie choćby najsłuszniejszych własnych opinii, panikuje w pracy, obawia się spotkań z obcymi, boi się komentarzy otoczenia, a przy byle towarzyskiej okazji peszy się i denerwuje. Dedykujemy im wszystkim terapię Małysza.