Przyczyną zawałów serca w młodym wieku jest cząsteczka, o istnieniu której wie niewielu. Znana nauce od 60 lat, dopiero niedawno ujawniła groźne oblicze. Szczęśliwie dość łatwo można oznaczyć jej niebezpieczny poziom.
Christian Eriksen, gwiazdor piłkarskiej reprezentacji Danii, na oczach milionów kibiców nagle stracił przytomność i padł na murawę. Życie uratował mu najpewniej defibrylator.
Szpitale na czas walki z epidemią wstrzymały swoją podstawową działalność. Pacjenci wkrótce zaczną odczuwać powikłania nieleczonych chorób przewlekłych.
U kobiet sygnały alarmowe przed zawałem są inne niż u mężczyzn. Aż chce się je przeczekać. Ale potem na interwencję może być za późno.
Nowotwory, choroby układu krążenia i serca – zbierają największe żniwo na naszym kontynencie. Ze statystyk wynika też, że kobiety chorują inaczej niż mężczyźni.
Miażdżyca nas miażdży: miliony chorych, miliardowe koszty leczenia powikłań. Dlaczego, mimo wielu możliwości kuracji, wciąż nie możemy sobie z nią poradzić?
Maj to dla Polaków niebezpieczna pora. Po półrocznym zamknięciu w czterech ścianach nagle wstają z foteli, odchodzą od stołów, wyłączają telewizory i gromadnie wyruszają w plener. Truchtem albo na rowerach, na działki lub nad wodę, z obowiązku – bo trzeba skopać grządki przed latem – albo ulegając modzie na aktywny wypoczynek. Tak raptowna zmiana stylu życia dla wielu kończy się tragicznie – w samej Warszawie zdarza się teraz codziennie 20 zawałów serca. Choroby układu krążenia są w Polsce niezmiennie główną przyczyną śmierci. Z ich powodu umiera co roku 200 tys. osób – to ponad połowa wszystkich zgonów dorosłych Polaków. Pięć milionów ma nadciśnienie tętnicze, półtora miliona – chorobę wieńcową. Co rok na zawał serca zapada 100 tys. osób, z których aż 40 proc. umiera w ciągu godziny. Tymczasem wcale nie musimy być bezsilni wobec tak tragicznej statystyki. Nauka robi wyraźne postępy, by ocalić nasze serca. Ale sami musimy dać sercu więcej szans.