W sprawie zabójstwa premiera Zorana Dżindżicia, niczym w kinie sensacji, niespodzianka goni niespodziankę. Kolejne aresztowania, tropy i hipotezy odsłaniają ponury świat morderstw na zlecenie, krzyżujących się interesów polityków i bandytów, mafii i przemytników. Takiego zagęszczenia zła żaden scenariusz filmowy by nie wytrzymał.
Grzegorz K. zabił żonę nożem kuchennym. Sąd orzekł, że jest niewinny. Grzegorz chciałby zamieszkać z dwoma synami, jak dawniej. Opowie im o matce.
Kiedy ktoś ma 21 lat, to mówi mu się, że całe życie przed nim. Krystianowi Majchrowskiemu jednak przyszłość wydaje się czymś nierealnym, zamazanym, bez planów i marzeń. Mimo że wyrok skazujący go za morderstwo został uchylony.
Michał został zabity bez powodu. To było morderstwo ze szczególnym okrucieństwem, ze szczególną bezmyślnością, z jakimś chorym automatyzmem.
Postanowili, że zabiją Krystiana 7 lipca o godz. 13.30. Okazało się to jednak o tej godzinie niemożliwe.
W celi mokotowskiego więzienia odebrał sobie życie Tadeusz M., podejrzewany o zabójstwo byłego ministra sportu Jacka Dębskiego. Zrobił to w kilkanaście godzin po przedstawieniu mu przez prokuratora zarzutów. Jak mogło do tego dojść? Politycy wykorzystują okazję do wzajemnych oskarżeń. Kto tu naprawdę jest winien.
Zaczęło się jak melodramat. Młoda kobieta z Kalifornii poznała podczas stażu w Waszyngtonie polityka, członka Kongresu z ramienia Partii Demokratycznej. Zaprzyjaźnili się. Do tego stopnia, że kongresmen wolał utrzymywać tę znajomość w sekrecie. Ponad rok temu Chandra Levy zaginęła. Kongresmen zaprzeczał, jakoby miał z tym cokolwiek wspólnego. Mało kto wierzył, że powiedział mediom, a nawet policji, całą prawdę.
Wiesław P., zwany Fredem, siedzi w więzieniu od 6 lat, teraz znów jako tymczasowo aresztowany. Dwa razy Sąd Okręgowy w Szczecinie uznawał go – wyłącznie na podstawie poszlak – winnym morderstwa i skazywał na 25 lat więzienia. I pierwszy, i drugi wyrok uchyliły sądy wyższej instancji.
Ojciec zginął, bo o wszystko się czepiał. Najbardziej go złościło, kiedy dzieci wracały za późno z dyskoteki, nie odrabiały lekcji, migały się od szkoły, nie szukały sobie pracy, wpadały w złe towarzystwo, przeklinały, nie sprzątały w pokojach i wkoło domu. Doprowadził do tego, że musiały wynająć na niego morderców. Na pomysł wpadła piętnastoletnia córka.
Maja. Oraz Marek, Grzegorz i Krzysztof. Właściwie rówieśnicy, właściwie takie same życiorysy za nimi i podobne marzenia przed nimi. Urodzili się na prowincji, takiej bez szans, bez perspektyw, gdzie młodość schodzi na marzeniach, żeby się wyrwać, żeby do Warszawy, żeby coś osiągnąć. Los wyznaczył im spotkanie w Warszawie. 3 marca 2001 r., w Kredyt Banku przy ul. Żelaznej. Majka z Cierzpięt to jedna z czterech ofiar. Marek R. (Falu), Grzegorz Sz. (Tylu) i Krzysztof M. (Matys) z Łochowa to mordercy.