Czy konsekwencje zmian klimatu albo automatyzacji pracy dotkną w zbliżony sposób mieszkańców Konina, Wrocławia i Lublina? Nic bardziej mylnego. Pokazuje to foresight miejski, metoda pozwalająca tworzyć realistyczne scenariusze rozwoju dla branży, firmy czy miasta.
Czy jest jakieś polskie miasto, w którym kultura ma się dobrze? A jeśli tak, to po czym można to poznać?
Gdy państwo, zamiast bronić wolności sztuki, zaczyna na tę wolność wpływać, oczy artystów i ludzi kultury z nadzieją kierują się w stronę samorządu.
Miasta chętnie chwalą się elewacjami ocieplonych budynków, nowymi ławkami i nasadzeniami. Niestety, zachwyceni samorządowcy zbyt rzadko zadają sobie pytania o społeczne koszty zmian.
Dobra wiadomość dla miłośników tradycji: najbliższe lata będą sprzyjały pielęgnowaniu tego wszystkiego, co w przestrzeni polskich miast i miasteczek pozostawiły po sobie przeszłe epoki.
Metropolizacja jest nieuchronna. Miasto powinno być ściśle powiązane z otaczającymi je gminami i mniejszymi miejscowościami. Do tego potrzebne są dobre regulacje prawne. A tych wciąż nie ma.
Czyste powietrze jest warunkiem zdrowego życia. Tymczasem nad wieloma polskimi miastami unosi się smog. Walka z nim będzie jednak przegrana, jeśli konsekwentnie nie zastosuje się pewnych – prostych w zasadzie – rozwiązań.
Samorządowcy – na przykład w Gdańsku i Wrocławiu – już zrozumieli to, co do rządu dociera bardzo powoli: Polska musi się otworzyć na imigrantów.
Europejskie miliardy zmieniły polskie miasta, ale mogło być lepiej. Zabrakło spójnej wizji. Choćby transportu.
Tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 wywalczył sobie Wrocław. Z perspektywy czasu okazuje się jednak, że wygranych było więcej.