Blisko 50 mld zł z budżetu państwa przechodzi rocznie przez ręce ludzi, których będziemy wybierać 21 listopada. To nie jest nudne, to jest piekielnie ważne, czyje to będą konkretnie ręce.
Pierwszy raz w wyborach samorządowych będziemy mogli głosować od godz. 8 do 22. W najbliższą niedzielę wybierzemy 46 809 radnych, 1576 wójtów, 709 burmistrzów i 107 prezydentów.
Przed wyborami samorządowymi partie próbują nowych sojuszy, podbierają sobie lokalnych liderów, badają wpływy w terenie. W tym roku dochodzi do tego stan politycznej wojny.
9 listopada 2010 r.
Aż połowa Polaków nie głosuje w wyborach, nie bierze udziału w demokracji, choć musi w niej funkcjonować. Politycy przed każdymi wyborami walczą o ich głosy bo wierzą, że pozyskanie choćby ich części wywróci scenę polityczną.
21 listopada pójdziemy do urn, by wybrać 2,5 tys. wójtów, burmistrzów i prezydentów oraz 47 tys. radnych gminnych, powiatowych i wojewódzkich. Termin wyborów samorządowych ogłosił w środę premier Donald Tusk.
Wybory ożywiły dyskusję na temat Polski A i B, podziału mapy na żółty kraj Komorowskiego i niebieski Kaczyńskiego. Uruchomiły też licytację, która część jest bardziej wartościowa.
Wybory po raz kolejny pokazały jak bardzo jesteśmy podzieleni: na Polskę A i B, młodych i starych, wieś i miasto, zamożnych i biednych. Pytanie: jak posklejać te części? I czy to w ogóle jest możliwe?
Platforma Obywatelska rusza na wieś odbić wyborców Prawu i Sprawiedliwości. Tym ruchom z niepokojem przygląda się Polskie Stronnictwo Ludowe.