Wydarzeniem przedwyborczej konwencji Partii Republikańskiej było 26-minutowe przemówienie pierwszej damy. Melania Trump jest w USA prawie tak popularna jak Michelle Obama.
Partia Republikańska rozpoczęła konwencję przedwyborczą. Chce przekonać Amerykanów, że Donald Trump zasługuje na reelekcję, choć w sondażach ustępuje rywalowi.
Postać Trumpa, którego należy odsunąć od władzy, dominowała jako jednoczący obiekt ataku na zakończonej w piątek przedwyborczej krajowej konwencji Partii Demokratycznej.
Polityka dostosowuje się do przemian w USA. Kamala Harris z Kalifornii jest pierwszą w historii kraju czarnoskórą kandydatką na wiceprezydenta u boku demokraty Joego Bidena.
O dacie wyborów zadecydował w XIX w. Kongres i tylko on może zmienić ten termin. Trump musiał zdawać sobie sprawę, że nie ma praktycznie szans na odroczenie elekcji.
Wysłanie policyjnych sił federalnych do miast i stanów rządzonych przez opozycję to złowrogi sygnał tego, co mogłoby nastąpić po wyborach 4 listopada, gdyby nie wygrał ich Trump.
Trump nieraz podważał wyniki. Kiedy w 2016 r. przegrał pierwsze prawybory prezydenckie w Partii Republikańskiej, twierdził, że Ted Cruz „ukradł” je dzięki oszustwom.
Można żartować, że jeśli Kanye zostanie prezydentem, to Kim Kardashian będzie pierwszą damą, a Elon Musk prokuratorem generalnym. Co jeśli raper mówi jednak serio?
Trump od dawna uprawia tę grę – zaostrzania podziału przez straszenie „socjalizmem”, a nawet „totalitaryzmem”, w nadziei, że zepchnie opozycję jeszcze bardziej w lewo.
Debaty kandydatów na prezydenta USA odbywają się od 44 lat. Prawie nigdy nie były bojkotowane ani nie stały się przedmiotem poważniejszego konfliktu między partiami.